WalewskiSawicki
12.12.2009, 30 lat

Interludium III. Podobna do

Dodzwoniłem się do wymarzonej ślicznotki.

– Kiedy mógłbyś przyjechać? – zapytała.

Pomyślałem, że dojazd zajmie mi tylko dziesięć minut, jednak potrzebowałem jeszcze dwudziestu na przygotowanie jointa i wypalenie. Tego dnia czułem się znudzony i niespełniony, wierzyłem, że lekarstwem na poprawienie mojego nastroju są blant i dziewczyna… Koniecznie w tej kolejności.

– Za pół godziny – odpowiedziałem.

– Wiesz co… – Westchnęła. – Dla mnie to już za późno. Przyjedź jutro.

– Dzisiaj mam ochotę… – mruknąłem.

– Chciałabym się już zbierać do domu – stwierdziła.

– Cześć. – Rozłączyłem się.

Zacząłem przeglądać zdjęcia jej koleżanki. Pracowały razem, pod jednym dachem: krótkowłosa brunetka i długowłosa blondynka. Obie z najwyższej półki, za podwójną stawkę oferowały „aktywny trójkąt”.

Zauważyłem, że bardzo przypomina mi znajomą z pracy. Miałem do niej słabość, ale się nie przyznawałem. Poza tym, bardzo ją lubiłem, była dobrą kumpelą, miała udany związek. Gdy patrzyłem na zdjęcia, nie chciało mi się wierzyć, że nie dostrzegłem tego podobieństwa od razu.

Zadzwoniłem. Okazało się, że wciąż miała czas i ochotę do pracy.

*   *   *

Wjechałem w wąską uliczkę przy ekskluzywnych apartamentach. Zaparkowałem na ostatnim wolnym miejscu, które jakby na mnie czekało.

Rozglądałem się, gdzie mógłbym zapalić, ale dookoła kręcili się ludzie. Pomyślałem, że najlepszym miejscem będzie samochód, jednak, jak na złość, obok stanęły dwie pary. Panie kilkakrotnie ściskały się na pożegnanie, lecz po chwili rozpoczynały kolejny temat. Panowie stali zdystansowani, za ich plecami i udawali, że sytuacja ich bawi.

Poczekałem ze trzy minuty, ale się nie zanosiło na zmianę. Robiło się coraz później, a zależało mi na punktualności. Założyłem, że przynajmniej jedna z dziewczyn musi palić i prawdopodobnie nie będzie przeszkód, abym mógł zapalić u nich, na miejscu.

*   *   *

Powitała mnie wdzięcznym, naturalnym uśmiechem. Gdy zdjąłem płaszcz, odebrała go ode mnie i odwiesiła na wieszaku. Była w obcisłej, dzianinowej, granatowej sukience i czarnych pończochach. Mogłaby wyjść w tym stroju na randkę i postronny obserwator uznałby ją za atrakcyjną studentkę.

„Jest podobna do znajomej, ale ładniejsza i porusza się z większą gracją” – pomyślałem.

– Mam prośbę… – Zniżyłem głos. – Czy mógłbym zapalić?

– Niestety nie – zaprzeczyła. – Tutaj się nie pali.

– Może w łazience? – Podpowiadałem. – Albo w kuchni?

– Nie, też nie. – Z zakłopotaniem kręciła głową. – Musisz wytrzymać.

„Nienawidzę słowa musisz” – pomyślałem ze złością. – „Robię to na moich zasadach, albo wcale… Nie, to nie.”

– Dziękuję za gościnę – powiedziałem wymownie.

Sięgnąłem płaszcz i zacząłem się ostentacyjnie ubierać.

– Jak już musisz, to wyjdź na balkon – odezwała się. – Tylko się postaraj, aby cię sąsiedzi nie widzieli.

Podała mi damskie kapcie, parę numerów za małe i szklany kubek na popiół. Przez duży pokój wyszedłem na mały balkon, z osłoniętą balustradą. Pod drzwiami stało polowe, składane krzesełko; niskie, jakby stworzone do palenia incognito. Wiał zimny wiatr, więc skuliłem się na nim w rogu pod drzwiami. Początkowo było mi tylko chłodno w stopy, jednak stopniowo było mi coraz zimniej, jakby każdy kolejny mach obniżał temperaturę otoczenia o jeden stopień.

Gdy wracałem do środka, cieszyłem się, że za chwilę wezmę gorący prysznic. Czekała na mnie z ogromnym, hotelowym ręcznikiem. Uśmiechała się trochę niepewnie i przyglądała, jakby ze współczuciem. Zrozumiałem, że nie wyglądałem najlepiej: byłem skostniały z zimna i skołowany.

– Powinieneś rzucić palenie – zasugerowała, patrząc na mnie z troską.

– Rzadko palę – mruknąłem, trochę zmieszany.

Przyszło mi do głowy, że moje słowa musiały brzmieć niedorzecznie. Chwilę wcześniej siedziałem na mrozie w przymałych kapciach i cienkim płaszczu. Jaki okazjonalny palacz skusiłby się na taką atrakcję? Do takich poświęceń są skłonni tylko prawdziwi nałogowcy. Wziąłem ręcznik w zdrętwiałe palce i poszedłem się myć.

Łazienka zaskoczyła mnie wysokim standardem wykończeń i bogatym wyposażeniem. Miałem do wyboru luksusową wannę z dyszami jacuzzi i przestronną kabinę. Początkowo zamierzałem się wykąpać, niestety bateria okazała się zbyt skomplikowana, jak na moje odurzenie. Dezorientowało mnie już samo patrzenie na nią.

Postanowiłem wziąć prysznic, jednak miałem ogromny problem z ustawieniem odpowiedniej temperatury wody. Najpierw leciała strasznie zimna, aż się trząsłem. Później wydawała mi się wrzątkiem. Mimo wszystko ucieszyłem się, że w ogóle jest ciepła… Dopiero po dłuższym czasie zorientowałem się, że jeden z kurków służył do ustawiania temperatury; drugim się regulowało ciśnienie.

Nawet po tym odkryciu długo nie mogłem rozgrzać stóp. Woda wydawała mi się na zmianę za chłodna i za gorąca. Gdy rozmasowałem palce stóp, zrobiło mi się trochę lepiej i skupiłem się na podmywaniu. Mój członek był cały zziębnięty i skurczony z zimna. Wyglądał, jak niepozorny sprzęt do sikania, a nie do rżnięcia. Pobudzałem go ręką, dopóki się nie powiększył.

„Tak to jest, jak się stawia na swoim, za wszelką cenę…” – myślałem. – „Powinienem zapalić w samochodzie, albo sobie odpuścić.”

Wyszedłem z łazienki w koszuli i spodniach. Było mi cieplej, ale nie na tyle, aby biegać na golasa. Dziewczyna wskazała mi pokój, z wąską wersalką w rogu. Położyłem się na niej w ubraniu. Po przeciwnej stronie znajdował się minimalistyczny, drewniany regał i biurko. Czułem się, jak w pokoju studentki prawa czy medycyny. Wręcz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że zamożni właściciele mieszkania wyjechali na dłuższy czas, zostawiając je pod opieką córki i jej koleżanki.

Przyszła, w samej bieliźnie i usiadła bokiem na wersalce.

– Czemu wpadłeś? – zapytała.

– Bo mam ochotę – wzruszyłem ramionami.

Zdziwiło mnie to pytanie. Po chwili zrozumiałem, że wyglądam na zniechęconego. Wydało mi się to nawet zabawne i się uśmiechnąłem.

– Nie masz jakichś koleżanek? – Patrzyła na mnie równie kokieteryjnie, co i zaczepnie.

– Mam, sporo… – Rozbawiła mnie pytaniem i spojrzeniem.

– To nie możesz się z którąś spotkać? – spytała. – Musisz pieniądze wydawać?

Zgłupiałem i przez chwilę nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Kiedy siedziała obok, jeszcze bardziej przypominała mi znajomą z pracy. Była jednak wyższa i bardziej wcięta w talii. Miała dłuższe, lepiej zrobione paznokcie i ładniejszy kształt ust. Nawet jej włosy wydawały się błyszczeć żywszym kolorem, jak świeżo po farbowaniu.

– To nie takie proste – stwierdziłem. – Koleżanka nie powie, czego oczekuje za seks… Może przestać być koleżanką. Od niedawna jest w pracy dziewczyna, która byłaby chętna, ale zmieniłoby to nasze stosunki… Oczekiwałaby związku, ale ja nie chcę z nią być. Mnie wystarczy, że rozmawiamy, kiedy mam na to ochotę.

– Tak bywa – podsumowała.

Przyglądała mi się z badawczym chłodem.

„Co ona sobie myśli?” – Czułem, że tracę ochotę na cokolwiek. – „Poucza mnie, zamiast zadbać o odpowiedni nastrój.”

– Możesz odwrócić się do mnie tyłem? – zarządziłem.

– Co mam zrobić? – zapytała.

– Uklęknij na łóżku, pupą do mnie – wyjaśniłem.

Patrzyła na mnie zdezorientowana. Bezceremonialnie chwyciłem ją w pół i wciągnąłem na łóżko, następnie obróciłem do siebie tyłem, jak w pozycji na pieska. Przez moment wydała mi się trochę oburzona, co mimowolne mnie rozbawiło. Dostrzegła to i się uśmiechnęła.

Początkowo miałem zimne ręce. Kiedy jej dotykałem, trochę się spinała… Jednak szybko się rozgrzewałem. Liczyłem, że dotykając jej ciała, nabiorę na nią ochoty. Masowałem ją po plecach i całowałem, kierując się w stronę szyi, później pośladków… Chyba jej się podobało, bo zaczęła mruczeć z zadowolenia.

– Połóż się wygodnie na plecach – zaproponowała.

Oparłem się o poduszki i wezgłowie, aby dokładnie widzieć, co będzie robić.

– Seks oralny chcesz z prezerwatywą czy bez? – zapytała.

– Wolę bez – powiedziałem.

Byłem w stanie lekkiego pobudzenia, ale kiedy uklęknęła między moimi nogami i zaczęła mnie pieścić ustami, szybko osiągnąłem pełną erekcję. Zaczęła mnie ssać i obciągać, z wyjątkową gracją. Odczuwałem nietypowe mrowienie, które początkowo było przyjemne, ale po niedługim czasie stało się niemal nie do wytrzymania.

„Mięta!” – rozpoznałem.

– Żułaś przed chwilą gumę? – zapytałem.

– Przepraszam – spojrzała na mnie, jakby szczerze się kajała.

Wstała z łóżka, wyciągnęła z ust gumę i odłożyła na biurku. Kiedy wróciła do robienia loda, mrowienie ustąpiło. Niestety prawie jej nie czułem.

„Suka.” – Byłem sfrustrowany. – „Odebrała mi całą intensywność doznań…”

Przypomniałem sobie, jak kiedyś z dziewczyną użyliśmy intymnego żelu z mentolem. Miał zapewniać elektryzujące doznania, zadziałał podobnie. Wywoływał irytujące mrowienie, a później oboje utraciliśmy wrażliwość. Dziwiliśmy się, czemu reklamuje się produkt, który jest kompletnym niewypałem? I czy tylko my byliśmy tak skonstruowani?

„Dużo myślę, zamiast się dobrze bawić.”

– Może już w ciebie wejdę? – zaproponowałem.

– Jak chcesz zacząć? – spytała.

– Zacznijmy klasycznie – zadecydowałem.

– Dobrze – powiedziała. – Tylko najpierw zabezpieczenie.

Patrzyła mi na ręce, gdy zakładałem prezerwatywę. Rozpraszało mnie to i czułem, że członek mi trochę wiotczeje.

„Dobrze mnie podsumowała.” – Czułem się jak dureń. – „Po co dzisiaj przyjechałem i pieniądze marnuję?”

Jednak było lepiej, niż się spodziewałem. Mój penis był dość sztywny, aby łatwo w nią wejść. Po kilku delikatniejszych pchnięciach podniosłem jej nogi wyżej i podłożyłem dłoń pod pośladki… Zaczynało mi się nawet podobać.

Ukradkiem spoglądałem na jej twarz. Gdy przypadkiem spotkaliśmy się wzrokiem, dostrzegłem skrywany żal, podobny do tego, który dostrzegłem w oczach znajomej kilka dni temu, po zaczepce, z przesadzonym seksualnym podtekstem. Znowu zacząłem o niej myśleć.

Chciałem pozbyć się jej ze swojej głowy. Różniły się barwą głosu i mógłbym zapomnieć, gdybym zamknął oczy.

– Mogłabyś nie milczeć? – zapytałem.

– Co masz na myśli? – spytała zdziwiona.

– Zacznij głośno wzdychać – stwierdziłem. – Albo jęczeć.

– Nigdy tego nie robię – odparła.

– Nie możesz spróbować? – nalegałem.

– Nie mam tego w zwyczaju – pokręciła głową.

Zrozumiałem, że mechaniczny seks za pieniądze, jest tylko frustrującą namiastką czegoś prawdziwego.

„Nikt nie zastąpi kogoś, do kogo się czuje autentyczne emocje.”

Zacząłem ją ostro rżnąć, bo wciąż czułem się znieczulony. Uprawiałem z nią seks jak z lalką, aby po prostu dojść. Zmienialiśmy pozycje i tempo. Lał się ze mnie pot i zaschło mi w ustach, mimo wszystko czułem, że orgazm wciąż jest daleko.

– Może napijmy się czegoś – zaproponowałem.

– Przyda się chwila przerwy – stwierdziła.

„Dziwna jest” – myślałem, gdy wyszła. – „Ma w sobie za dużo empatii i przesadnie się przejmuje. Nie traktuje mnie do końca jak klienta… Gdyby tak było, nie pytałaby, po co przyszedłem, bo byłoby jej wszystko jedno. I dlaczego się zachowuje, jakby była święta? Powinna być bardziej perwersyjna, skoro z koleżanką robią trójkąty, liżą sobie cipki… Zawstydzam ją? Może jej kogoś przypominam?”

Przyniosła butelkę wody i szklanki. Chociaż nie było jej zaledwie minutę, całe moje z trudem zdobyte podniecenie minęło.

„Założyłem, że obudzi we mnie potrzebę, której nie mam. Ale uprawianie seksu na siłę nie jest przyjemnością.”

– Może mnie pobudzisz ustami? – zapytałem, mimo wszystko.

– Dobrze – odpowiedziała.

Ściągnąłem gumę. Pieściła mnie intensywnie, ale erekcji dostawałem powoli.

– Możesz mi wylizać jądra? – zapytałem nieśmiało.

– Dobrze – powiedziała z wahaniem.

Wydawała się trochę zażenowana, jednak wzięła się do roboty. Nisko pochylona, ostrożnie lizała mosznę. W prawej ręce trzymała członek.

– Mocniej! – poleciłem.

Zaczęła ssać jądra, wciągając je do ust. Czułem, że mój penis szybko zaczyna twardnieć.

– Widać, czego było trzeba. – Ucieszyła się. – Może, korzystając z okazji, założę ci prezerwatywę?

Gdy wspomniała o gumie, pomyślałem, że czeka mnie długi maraton, bez gwarancji sukcesu.

– Wiesz co... – Westchnąłem. – Już wystarczy. Chyba dziś nie jest mój dzień.

– Na pewno? – Zdziwiła się.

– Na pewno – stwierdziłem. – Już dziękuję.

– Jak chcesz – powiedziała.

Zacząłem się w milczeniu ubierać. Czułem się zakłopotany, że przyszedłem niepotrzebnie.

– Dałeś radę, mimo wszystko – powiedziała, jakby chciała mnie pocieszyć. – Co prawda bez zakończenia, ale było ostro.

Miała minę, jakby wiedziała o moich rozterkach i nie czuła się z tym dobrze.

– Jesteś bardzo ładna – stwierdziłem. – Ale przy tobie za dużo myślę… Przypominasz mi pewną osobę.

– To źle? – Uśmiechnęła się nieprzekonująco. – Podobno to dobrze?

– Sam nie wiem… – odpowiedziałem. – Chyba jestem dzisiaj zmęczony.

*   *   *

Aby się lepiej poczuć, zapaliłem kolejnego blanta. Niestety, nastrój mi się pogłębił. Miałem dołujące rozkminy, że świat jest nielogiczny, „może poza liczbami”… Ale nie miałem racji.

„Na domofonie parter zaczyna się na samej górze – w windzie jest ostatni. Na spisie lokatorów numery są ułożone od najmniejszego, do największego. Dokładnie odwrotnie, niż gdy się idzie schodami na górę…”

Zacząłem się zastanawiać, czy udałoby się stworzyć uniwersalny system numeracji, który zlikwidowałby chaos. Nic jednak nie wydawało się lepsze, niż to, co jest.

„Wszystko jest logiczne, w odpowiednim kontekście.” – Doznałem olśnienia.

Zasnąłem.