Kiedy zobaczyłem w Internecie jej zdjęcia, przypomniało mi się lato w Łebie. Zaczepiła mnie maturzystka i spotykaliśmy się wieczorami przez weekend. Byłem od niej dwa lata młodszy.
Spacerowaliśmy po plaży i rozmawialiśmy. Jej długie, jasne blond włosy, niebieskie oczy i mały nosek, wydawały mi się niemal anielskie. Siadaliśmy na falochronie z drewnianych bali, wbitych w piasek. Przytulaliśmy się, aby było nam razem cieplej. Jej piersi dotykały mojego torsu i nie mogłem się skupić. Wszystko działo się naturalnie i niewinnie, bez narzucania. Gdy siadała mi na kolanach, onieśmielony zastanawiałem się, czy przez spódnicę czuje moją erekcję.
Musiała czuć i dopiero parę lat później doszedłem do wniosku, że na pewno jej się podobało. Skończyło się jedynie na całowaniu, ale fantazjowałem o niej jeszcze przez kilka miesięcy. Część szczegółów mi się już pozacierała, ale nadal pamiętałem te emocje.
Zadzwoniłem.
* * *
Zaparkowałem pod wystawną, trzypiętrową kamienicą, w stylu barokowej secesji. Wysokie kondygnacje i bogactwo sztukaterii świadczyły o dawnym prestiżu, ale czasy jej świetności minęły. Poczerniałe lwie głowy nad oknami i odpadający tynk budziły nostalgię.
Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie mam się kierować. W dolnej części znajdowały się sklepy, o tej porze już pozamykane. Przykurzone, zaciągnięte rolety ordynarnie odpychały. Na lewo od środkowej osi elewacji znajdowała się kuta, ozdobna brama. Kiedyś pomalowano ją na brązowo i resztki farby zlewały się z rdzą. W prawe skrzydło wkomponowano furtkę, obok której doczepiono metalowy panel domofonu. Wyróżniał się nowością i współczesnością.
„Kwiatek do kożucha” – pomyślałem naciskając przycisk.
– Kasiu, to ja – przekazałem.
– Pierwsze piętro – odezwał się głośnik.
W przejeździe napotkałem kolejny domofon. Usłyszałem bzyczenie zamka i wszedłem na klatkę. Wnętrze okazało się przestronne i zadbane. Kaloryfer na podwyższonym parterze, doklejony trochę przypadkowo, zapewniał przytulne ciepło.
Mijane drzwi prezentowały się monumentalnie. Wysokie na ponad trzy metry, konstrukcyjnie podobne do bramy: dwuskrzydłowe, z mniejszymi drzwiczkami z prawej strony. Każdy z lokatorów odrestaurował je i pomalował według własnego gustu.
„Te lokale są chyba ogromne…” – dziwiłem się, wchodząc na górę. – „Co tu robi taka Kasia?”
Otworzyła mi tęga, podstarzała kobieta, w kremowej, wydekoltowanej halce i kabaretkach. Byłem zmieszany i trochę zdegustowany, bo nie spodziewałem się trafić do burdelu.
– Umawiałem z dwudziestodwuletnią dziewczyną – oznajmiłem chłodno.
– Spokojnie. – Burdelmama uśmiechała się, niezrażona. – Zaraz zawołamy Kasię.
Odwróciła się.
„Tyłek, jak trzydrzwiowa szafa” – myślałem rozbawiony. – „Stara kurwa, w samej bieliźnie… Ciekawe, czy ma dużo chętnych?”
– Kasiu! – krzyknęła. – Pan do ciebie!
– Zaraz przyjdzie – mrugnęła porozumiewawczo.
Czekaliśmy w sporym przedsionku, bez mebli. Parkietową podłogę wycyklinowano i polakierowano na połysk. Śnieżnobiałe drzwi, po obu stronach, na tle jasnych, kremowych ścian, wyglądały wręcz pałacowo. Centralnie na wprost znajdowały się harmonijkowe wrota, zasłaniające dalszą część holu. Oczywiście, umieszczono w nich mniejsze drzwiczki.
Z lewej strony usłyszałem skrzypnięcie. Wychyliła się brunetka, o kobiecej figurze. Zatrzymała się w głębokiej framudze i mierzyła mnie wzrokiem, uśmiechając się kokieteryjnie.
– Czemu jesteś taki wystraszony? – zapytała.
– Wydaje mi się, że jestem spokojny… – Wzruszyłem ramionami. – Tylko trochę zaskoczony, bo się nie spodziewałem agencji. Tyle osób…
„Pogwałcenie prywatności” – myślałem poirytowany, prostując się, aby wyglądać pewniej. – „Jak w ciasnej windzie, tylko o wiele gorzej.”
– Martwisz się, że jest nas kilka? – zapytała burdelmama. – Nie bój się, przecież cię nie zgwałcimy.
Podeszła do drzwi z prawej strony i uchyliła je, gestem zblazowanego lokaja.
– Może wejdziesz do pokoju? – zapytała. – Kasia zaraz do ciebie przyjdzie.
Kasia niespodziewanie wypadła z drzwi na wprost. Gdy zobaczyła mnie, chciała zawróć, ale burdelmama błyskawicznie chwyciła ją w swoje pulchne ramiona, zatrzymała i obróciła do mnie przodem.
– Wstydzi się – wyjaśniła.
– Spokojnie, Kasieńko... – Pogładziła ją po włosach. – Nie musisz się pana wstydzić…
Kontrastowały wiekiem. Kasia wyglądała, jakby była jej córką lub nawet wnuczką.
„Całkiem ładna, chociaż trochę dzika…” – oceniałem równie zadowolony, co i rozbawiony. – „Co za groteskowa sytuacja…”
– Zaraz wrócę – oznajmiła Kasia stanowczo.
Wyswobodziła się z uścisku i wyszła. Chciało mi się śmiać. Burdelmama wskazała mi otwarte drzwi. Trochę się zdziwiłem, kiedy weszła za mną do pokoju.
– Kasia zjawi się u ciebie niedługo – stwierdziła. – Czego sobie życzysz?
„Chodzi jej o dodatkowe usługi” – zrozumiałem.
– Chyba nic szczególnego... – Rozłożyłem ręce.
Odebrało jej mowę, jakby się zastanawiała.
„Wyraziłem się nieprecyzyjnie” – pomyślałem rozbawiony jej zakłopotaniem.
– Chcesz seks? – spytała. – W różnych pozycjach? Tak, jak najbardziej lubisz?
– Tak – potwierdziłem. – I seks oralny.
– Dobrze. – Odetchnęła z ulgą.
Zainkasowała opłatę i wyszła. Podszedłem do parapetu, na którym leżały czasopisma dla mężczyzn. Przejrzałem z ciekawości okładki, ale nie znalazłem nic godnego uwagi.
„Same zwykłe świerszczyki… Po co tutaj leżą?” – dociekałem. – „Może przydają się przy burdelmamie?” – Uśmiechnąłem się pod nosem.
Drewniane łoże, chociaż antyk, wydawało się niedostatecznie wykwintne do wnętrza. Położyłem się na prześcieradle w ubraniu i zgadywałem, co porabia Kasia.
„Podmywa się? Pali papierosa? Myje zęby? A może klient spuścił się jej na cycki?”
Śmieszył mnie współczesny żyrandol, zwisający z wytwornej rozety.
„Cofamy się, zamiast iść do przodu.” – Przemyślenia miałem dekadenckie. – „Piękno bezpowrotnie niszczeje… To, co nowe, nie wydaje się wcale lepsze, tylko tandetne i ubogie. Za małe, za niskie… Żeby tylko Kasia się spisała.”
Przyszła po paru minutach, w białych majtkach i bluzce na cienkich ramiączkach, spod których wystawał stanik. Trzymała w dłoni paczkę prezerwatyw i uśmiechała się, trochę niepewnie.
– Wiesz, ja tak chodzę w tej koszulce, bo tu jest trochę chłodno… – usprawiedliwiła się, tonem kumpeli. – A przez święta brzuszek mi troszkę przytył i go teraz zasłaniam.
Faktycznie, też czułem chłód, ale dopiero po jej słowach dostrzegłem, że nie ma płaskiego brzucha. Mimo wszystko wyglądała atrakcyjnie i nie przyszłoby mi do głowy, aby ją krytykować.
– Nie zauważyłem – stwierdziłem.
Usiadła na łóżku, obok mnie i odłożyła kondomy na bok. Spojrzałem jej głęboko w oczy, zaintrygowany jej skrępowaniem. Wydawało mi się trochę udawane. Czułem w spodniach, jak dostaję erekcji.
– Nie patrz tak na mnie, bo zaczynam się ciebie bać – zachichotała.
Uśmiechnąłem się, rozbawiony. Przez chwilę sprawiała wrażenie zagubionej, jakby nie wiedziała, jak ma zareagować.
– No rozbierz się! – powiedziała, sugerując, że już dawno powinien być goły.
– Może zostawię koszulę? – zapytałem. – Rzeczywiście, jest trochę chłodno.
– Jeśli ci jej nie żal, to proszę bardzo – wzruszyła ramionami, wymownie patrząc.
Pomyślałem o ostrym seksie, w strugach potu.
– To lepiej zdejmę – powiedziałem.
Jednak znowu usiedliśmy obok siebie. Zaczęła rozmowę o pogodzie, że zimno, że pada… Same nudy. Dotykałem jej piersi i ud, obserwując jej reakcję. Niby krępowała się, ale powątpiewałem w jej szczerość.
– Jak klienci? – spytałem.
– Różni – odpowiedziała wymijająco.
Oczekiwałem, że dowiem się czegoś o ich statusie i wieku, lecz nie chciałem być kłopotliwie wścibski.
– Przyjemnie się pracuje? – Zmieniłem temat.
– Generalnie tak – powiedziała. – Chociaż, niektórzy, są strasznie wulgarni.
Trochę mnie zakłopotała tym wyznaniem. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie zapoznałem się z jej usługami. Nie miałem bladego pojęcia, jakie ma granice. Upewniłem się jedynie, przez telefon, że można dwa razy.
„Czy połyka spermę? Czy uprawia seks analny?”
Zacząłem się zastanawiać, jak mam taktownie przejść do rzeczy. Chyba to wyczuła, bo wstała i usiadła po turecku na środku łóżka. Zająłem miejsce na wprost niej i niedyskretnie patrzyłem jej w biust i między nogi. Miałem ogromną ochotę się na nią rzucić.
– Połóż się, aby było ci wygodnie – poleciła, rozpinając stanik.
Domyślałem się, że zacznie od robienia loda. Frapowało mnie, czy seks oralny będzie bez zabezpieczenia. Gdy rzuciłem okiem na brzeg materaca, prezerwatywy leżały nietknięte. Ucieszyłem się, tak jakby ryzyko przestało mnie martwić.
Zamknąłem oczy i zdałem się na nią. Niespodziewanie zaczęła ssać.
„Nawet nie zapytała!” – Byłem w lekkim szoku.
– Wspaniale to robisz... – Jęknąłem.
Wciąż miałem w głowie tych „strasznie wulgarnych klientów”.
– Zajebiście obciągasz – poprawiłem.
Bywa, że dla kobiet fellatio jest grą wstępną, którą wypada odegrać, ale ona spisywała się koncertowo. Nie mogłem się powstrzymać od głośnych westchnień. Wsparłem się na łokciach, bo chciałem ją widzieć, ale się podniosła, speszona.
– Proszę cię, nie patrz – powiedziała błagalnie.
– Skoro tak wolisz… – Westchnąłem.
Położyłem się, ale dyskretnie ją podglądałem. Skupiała się na moim penisie i wydawała się tego nie zauważać.
– Coś słyszałam! – Podniosła głowę. – Burczy ci w brzuszku!
– Niedawno jadłem kanapki, ale faktycznie, powinienem jeszcze coś zjeść – stwierdziłem.
– Obiad jadłeś? – spytała.
– Nie, ale jak od ciebie wyjdę, pójdę obok na kebab – powiedziałem.
– Zjedz, żebyś miał siły – zaleciła troskliwie.
– Na pewno zjem – obiecałem. – Jeszcze muszę skoczyć po zakupy, bo mam pustą lodówkę. – Westchnąłem.
– Musisz się dobrze odżywiać, żeby nabrać trochę więcej ciała. – Skubnęła mnie w brzuch.
Wróciła do pracy, z właściwą techniką i niespożytą energią. Dostrzegałem rutynę, cechującą osoby z doświadczeniem. Może nie miała finezji, którą mają obeznani z sobą kochankowie, ale była lepsza od większości eksdziewczyn.
„Jeśli ma sześciu klientów, tylko po pięć minut, ćwiczy pół godziny dziennie… Trening czyni mistrzem” – myślałem, wzdychając z rozkoszy. – „Trzeba było bardziej eksploatować eks.”
Znowu się zastanawiałem, na czyich penisach tak się wyszkoliła? Kim był klient, któremu ssała kutasa? Pod sklepem monopolowym, niedaleko, stało kilku typów. Mimowolnie namalował mi się w głowie perwersyjny obraz, jak im obciąga.
„Na pewno ich nie stać…” – Próbowałem to wymazać.
Nabrałem ochoty, aby w nią klasycznie wejść, między nogi. Do tej pory nie robiłem tego z dziwką w ten sposób. Ta pozycja wydawała mi się zarezerwowana dla par.
„Szkoda, że tej pierwszej tak nie posiadłem…” – Zaśmiałem się w duchu, że do głowy przyszło mi słowo posiąść. – „Ta pozycja to coś więcej niż tak po prostu przelecieć.”
– Może w ciebie wejdę? – zaproponowałem.
– Dobrze, tylko najpierw ci założę gumkę. – Sięgnęła po paczkę prezerwatyw. – Nie jesteś uczulony na lateks?
– Chyba nie... – Wzruszyłem ramionami. – Może, raz czy dwa, miałem małe podrażnienia…
Parsknęła śmiechem.
– Mam na myśli, czy ci nie opada… – wyjaśniła, rozbawiona. – Po założeniu, część panów trzeba reanimować.
Wykazała się dużą wprawą, po chwili mój penis był ubrany.
– Chyba nie jest źle? – Oceniałem. – Jeśli zmiękł, to minimalnie.
Zaczęła go ssać, ale guma odebrała większość doznań. Czułem się zawiedziony.
– Chciałbym w ciebie wejść – powiedziałem. – Tylko czy mógłbym wcześniej… – Przez chwilę szukałem słów, aby nie urazić jej nadmierną wulgarnością. – Popatrzeć na twoją cipkę?
– Trochę się wstydzę… – Jęknęła. – Może nie?
„Szkoda, ale nic na siłę…” – pomyślałem. – „W końcu cipka, to cipka, przeżyję bez oglądania… Chyba że to kokieteria?”
Uklęknąłem przed nią. Wychyliła się do tyłu, położyła na plecach i zdjęła majtki. Po chwili leżałem na niej. Złapała mojego penisa w dłoń i naprowadziła sobie do pochwy. Była przyjemnie ciasna, aż zacząłem się zastanawiać, czy nie jest to dla dziwek regułą.
Cipka Mony plasowała się w ścisłej czołówce. Prostodusznie oceniałem, że wynika to z ewidentnej urody jej krocza… Szpara Kasi, wyglądała dosyć zwyczajnie, z tego co zdołałem dojrzeć, niemniej też się świetnie sprawdzała. Czułem się w jej wnętrzu wspaniale, wręcz nie miałem ochoty się powstrzymywać z wytryskiem.
„Spuszczę się dwa razy” – myślałem. – „Najpierw szybko ją bzyknę, potem solidnie wyrucham.”
Po łagodnym wstępie zapragnąłem ją zdominować. Objąłem jej głowę ramieniem, drugą rękę wsadziłem pod pośladki i ostro rżnąłem. Była niewysoka, wyobrażałem sobie, że spode mnie wystają tylko jej rozstawione nogi i ręce.
Po paru minutach zaczęła cicho, nieśmiało jęczeć. Czułem skurcze jej pochwy, chwyciła mnie mocniej za plecy. Przyszło mi na myśl, że to tylko aktorska gra, dla podniety klienta, jednak bardzo na mnie podziałała. Kilka ruchów później doszedłem. To był całkiem przyjemny orgazm, chociaż trochę za płytki, bo szybki.
Chwilę na niej leżałem, później usiedliśmy znów na wprost siebie.
– Wiesz… – wyznała. – Tak naprawdę nie mam dwudziestu dwóch lat.
– Domyślam się. – Wzruszyłem ramionami. – Sam mam trzydzieści, chociaż pewnie nie wyglądam.
– Dałabym ci jakieś dwadzieścia pięć – oceniła.
– Nie widać po mnie, że jestem stary i po rozwodzie – stwierdziłem cynicznie.
– Ja też jestem rozwiedziona! – zawołała. – Tak naprawdę, to mam nawet dziecko.
– Tak? – Zainteresowałem się.
Wiele razy się zastanawiałem, jaki jest seks po ciąży… Nurtowało mnie, czy pochwa wraca do formy, czy pozostaje już na zawsze luźna. Zakładałem, nie powinno być skrajnie źle, bo kobiety mają kolejne dzieci, ale nie mogłem się pozbyć obaw. Wizja wsadzania penisa w rozepchany, szeroki kanał, wydawała mi się aseksualna.
– Dzisiaj pierwszy raz uprawiałem seks z kobietą, która urodziła dziecko – oznajmiłem.
Uśmiechałem się od ucha do ucha.
– Rodziłam przez cesarkę – wyznała ze skrywanym rozbawieniem.
Doceniałem, że zrozumiała moje rozterki i postanowiła być szczera. Mimo wszystko, poczułem się zawiedziony, bo wróciłem do punktu wyjścia.
– Jak sądzisz, ile mam lat? – zapytała, uśmiechając się kokieteryjnie.
„Jej wnikliwość gryzie się z beztroskim wizerunkiem…” – pomyślałem. – „Kilka lat małżeństwa, odchowanie dziecka, rozwód…” – analizowałem fakty. – „Koleżanki planowały ciążę po trzydziestce, ale ona mogła wcześniej… Chociaż świetnie się trzyma, widać po oczach, że sporo przeszła…”
– Około trzydzieści? – spytałem niepewnie.
– Wyglądam na tyle, twoim zdaniem? – Spojrzała na mnie karcąco. – Mam dwadzieścia cztery.
Czułem się jak dureń, że tak przesadziłem.
– Uważam, że wyglądasz młodziej… – Usprawiedliwiałem się. – Zmyliły mnie rozwód i dziecko. Gdybyś nie wspomniała, dałbym ci dwadzieścia cztery… Lub dwadzieścia trzy.
Moje tłumaczenie wydawało mi się trochę lipne.
– Możesz zdradzić, ilu dziennie masz klientów? – Zmieniłem temat. – Przepraszam, bo to niedyskretne, ale bardzo mnie ciekawi… Na pewno masz powodzenie.
– Nie liczę – Roześmiała się.
– Powiedz, chociaż orientacyjnie… – nalegałem. – Czterech?
– Możesz to pomnożyć przez dwa – odparła.
– Ósmy jestem!? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Tak mniej więcej. – Na jej twarzy pojawił się uśmiech niewiniątka.
– Jestem pod wrażeniem – przyznałem. – Nie spodziewałbym się, że aż tylu… Powiesz, jak zaczęłaś tu pracować?
– Tak wyszło… – Westchnęła. – Przez ciążę z głupim facetem.
– Zostawił cię? – zgadywałem.
Pokręciła głową.
– Ja jego – powiedziała. – Wieczny nastolatek. Każde pieniądze, które zarobił, wydawał na picie z kolegami. Sama opiekowałam się dzieckiem, bo ciągle wychodził. W domu był tylko na noc, a jak już był, to grał w gry komputerowe… Musiałam się rozwieść.
– Słabo to brzmi – przyznałem.
– Było gorzej, niż ci się wydaje – powiedziała. – U mojej mamy nie chciał mieszkać. Według niego się za bardzo wtrącała… – Westchnęła. – Dziwiło ją, że nie interesowało go nic, poza telewizją i grami. Przeprowadziliśmy się, na jego życzenie, do wynajmowanego mieszkania, ale nie chciał płacić za wynajem. Oczywiście, spadło to na mnie. Niestety, od kiedy zajęłam się dzieckiem, przestałam pracować i się zapożyczyłam… Na początku obiecywał, że zacznie zarabiać i oddamy długi, ale po paru miesiącach było nadal tak samo. Gdy uznałam, że mój mąż się absolutnie do niczego nie nadaje, wyprowadziłam się z powrotem do mamy.
– Nic nie robił, chociaż nie miał pracy? – upewniałem się.
– Nic. – Pokręciła głową. – Jeszcze chciał, żebym mu robiła obiady… Jak ma się dziecko, to się nie ma siły opiekować jeszcze mężem-dzieckiem.
– Kto wniósł pozew o rozwód? Ty czy on? Pewnie ty? – zgadywałem.
– No pewnie, że ja – Uśmiechnęła się triumfalnie. – Gdyby on chciał się rozwieść, pewnie bym się nie doczekała pozwu.
– Łatwo poszło? – spytałem.
– Poznałam pewnego adwokata… – Westchnęła, przewracając oczami z rozmarzeniem. – Bardzo fajny, przystojny facet… Gdy powiedziałam, że czeka mnie rozwód, od razu zaproponował, że pomoże.
– Jak go poznałaś? – spytałem.
– No… Tu… – Zachichotała.
– Mogłem się domyślić… Szkoda tylko, że dziecko nie ma ojca, bo ojciec jest dzieckiem.
– Po rozwodzie, znów zamieszkał z rodzicami – Prychnęła z pogardą. – Mama mu robi obiady, a on, co zarobi, oczywiście dorywczo, wciąż przepuszcza na zabawę… Gry, automaty, bilard… Picie z kolegami.
– Wieczny nastolatek, dobrze to ujęłaś – podsumowałem.
Potaknęła głową.
– Coś ci opowiem… Kiedyś, już po rozwodzie, przyszedł do nas w odwiedziny. Później widzę, że się szykuje do wyjścia… W kuchni stał elektryczny czajnik, który zabraliśmy od niego z domu, jeszcze gdy się wyprowadziliśmy… Patrzę, a on wyciąga wtyczkę i owija ten czajnik kablem. Mówi, że go zabiera, bo jego był! Zaczęłam się śmiać. Na to on: weź go sobie! Więc ja dalej w śmiech. A on: nie to nie! Zabrał, wyszedł i trzasnął drzwiami.
Uśmiechałem się cierpko. Brakowało mi komentarza.
– Kto zajmuje się dzieckiem, gdy jesteś w pracy? – zapytałem.
– Moja mama – powiedziała. – Ja opiekuję się nocą i w weekendy. W tygodniu pracuję, na półtora etatu.
– Pracowita jesteś – powiedziałem.
– Żebyś wiedział… Już spłaciłam długi. Mam zamiar kupić mieszkanie i odkładam pieniądze, żeby później się nie martwić kredytem. Bo kupię mieszkanie z kredytu… Skąd bym tyle pieniędzy miała? – Śmiała się. – Mam doradcę podatkowego.
– Służy ci ekipa specjalistów – skomentowałem.
– Też służę członkom tej ekipy, że tak się wyrażę – powiedziała. – Poza pewnymi wyjątkami.
– Zamierzasz jeszcze kiedyś wyjść za mąż? – spytałem.
– Raczej tak, ale za faceta, którego nie będę utrzymywać. Myślę, że się taki znajdzie. Prędzej tutaj, w Łodzi, bo mieszkam niedaleko, pod miastem i tam marne szanse.
– Znajdziesz sobie kogoś, na pewno – stwierdziłem. – Jak wracasz nocą do domu?
– Podwozi mnie znajomy taksówkarz, gdy kończy pracę – powiedziała. – Bezinteresownie.
– Pewnie liczy, że mu dasz w barterze – zażartowałem.
* * *
Rozmowę przerwało nam dyskretne pukanie w drzwi.
– Pewnie minął czas? – zgadywałem, zbity z tropu.
– Tak – przyznała. – Zostało tylko pięć minut.
– Pół godziny przegadaliśmy… – Westchnąłem. – Trochę szkoda.
– Sorry… – Uśmiechnęła się. – Rzadko się trafia ktoś, z kim można tak miło porozmawiać.
„Celowo to zrobiła” – oskarżałem ją w myślach, poirytowany. – „Przecież nie przyszedłem tu z nią rozmawiać.”
Ubierałem się szybko, zły na siebie, że nie pilnowałem czasu. Udawałem, że wszystko gra. Siedziała na łóżku i obserwowała mnie, milcząc. Kiedy kończyłem, stanęła pod drzwiami.
– Dziękuję, było miło – powiedziałem sucho.
– Mnie też było bardzo miło… – Uśmiechnęła się, wskazując policzek. – Nie wypuszczę cię, dopóki mnie nie pocałujesz na pożegnanie.
Pocałowałem ją.