Zaintrygowało mnie dość nietypowe zdjęcie. Biodra, ustawione bokiem, eksponowały linię talii i pośladków, ukrywając obszar krocza. Piersi, zwrócone w stronę obiektywu, przysłonięte ręką, aby nie pokazać sutków. Kadr od szyi do połowy uda. Znajome imię, Mona.
– Tak? – Odebrała prawie od razu.
– Możemy się dzisiaj spotkać? – zapytałem.
– Możemy – stwierdziła. – Kiedy chcesz?
– Za pół godziny? – zaproponowałem.
– Za pół godziny nie – Westchnęła. – Będę mogła najwcześniej za godzinę.
Zaczynało się, jak trzy lata wcześniej. Pierwszy raz.
– Mogę ci zadać pytanie? – Czułem, że wali mi serce. – Mieszkasz na „Manhattanie”, na samej górze?
– Mieszkałam – przyznała po chwili. – Ale się przeprowadziłam. Byłeś kiedyś u mnie?
– Tak… – Byłem w szoku, że to się dzieje naprawdę. – Zmieniłaś numer?
Kontakt do niej nadal miałem w telefonie, mimo upływu czasu. Nie wyświetlił się, gdy dzwoniłem.
– Zmieniłam. – Westchnęła. – A nie możesz przyjechać jutro? Bo dziś jestem już zmęczona…
„Zmęczona…” – Wszystko mi mówiło, że to ona. – „Seks oralny tylko z zabezpieczeniem, anal-nie, jeden raz… Pieprzona księżniczka, z zasadami.”
– Skoro jesteś zmęczona – wycedziłem – nie ma sensu, żebym do ciebie przyjeżdżał. Trudno.
– Zadzwoń do mnie jutro – stwierdziła.
– Może zadzwonię – burknąłem poirytowany. – Cześć.
„Łaskę mi robi…” – myślałem, przeglądając anonse innych dziewczyn. – „Byłem kiedyś, to sobie poczekam do jutra? Za swojego wielbiciela mnie uważa!?”
Zadzwoniłem do pierwszej lepszej, ale nie odbierała. Kolejna podobnie, ale w ogóle się nie przejąłem. Zrozumiałem, że mi nie zależy, aby odbierały.
Po raz drugi wybrałem nowy numer Mony… Nastroiłem się, jak do rozmowy z przyjaciółką, która nie odmawia, jeśli się ją oczaruje.
– Rozmawialiśmy pół godziny temu – przedstawiłem się. – Pomyślałem, że może jednak do ciebie przyjadę?
– Dobrze, przyjedź. – Odnosiłem wrażenie, że się ucieszyła. – Za pół godziny.
– A będziesz miała ochotę? – upewniałem się. – Bo mówiłaś, że jesteś zmęczona?
– Nie będę zmęczona – stwierdziła.
– Gdzie teraz mieszkasz? – zapytałem.
– Pod „Manhattanem”. Najlepiej, jeśli zaparkujesz przy Piotrkowskiej.
* * *
Gorączkowo się zastanawiałem, co jeszcze mogę zrobić przed wyjściem. Joint był już zrolowany. Na dojazd, z odśnieżaniem szyb, potrzebowałem około piętnaście minut. Umyłem zęby, spryskałem się perfumami, skorzystałem z toalety…
Zanim przekręciłem zamek, sprawdziłem, czy mam dokumenty i portfel.
„Blant i zapalniczka” – przypomniałem sobie nagle.
Zawróciłem, schowałem je do kurtki i wyszedłem.
Padał śnieg i jechałem dosyć wolno. Udało mi się zaparkować w dobrym miejscu, gdzie nie spodziewałem się żadnych kamer. Uchyliłem lekko okno, bo nikt się nie kręcił. Blant wydawał się trochę za mały, więc paliłem powoli. Starałem się jak najdłużej zatrzymywać dym w płucach. Gdy skończyłem, długo szukałem telefonu.
– Cześć, to ja – przywitałem się.
– Jesteś już? – zapytała, jakby była zaskoczona.
– Tak, na dole… – powiedziałem. – To znaczy, na Piotrkowskiej.
Zerknąłem na zegarek. Pół godziny minęło, chyba z dziesięć minut temu. Nie wierzyłem, że czas mi tak szybko zleciał.
– Mieszkam w kamienicy, po przeciwnej stronie do „Manhattanu” – poinformowała. – Wejście w bramie i ostatnie, piąte piętro.
Okazało się, że stałem obok jej nowego lokum. Po minucie biegłem już po schodach. Na trzecim piętrze poczułem się zmachany.
„Ten blant wcale nie był taki mały” – pomyślałem. – „Trzepnął z lekkim opóźnieniem… Nie podała numeru mieszkania, a mi nawet nie przyszło do głowy, żeby dopytać…”
Jednak gdy dotarłem na samą górę, natknąłem się na solidne drzwi antywłamaniowe i sfatygowane gospodarcze, więc wybór był oczywisty.
Zadzwoniłem i po chwili otworzyła. Od razu wiedziałem, że to Mona. Była w krótkiej, czarnej, dzianinowej sukience. Miała gołe nogi i buty na średnim obcasie. Wyglądała odrobinę bardziej dojrzale, nadal bardzo dobrze.
– Poznaję cię. – Uśmiechnąłem się szeroko. – To na pewno ty!
Patrzyła na mnie, jakby coś jej świtało w głowie, jednak zachowywała chłodny dystans.
– Może faktycznie się znamy… – stwierdziła.
– Byłem u ciebie, gdy mieszkałaś w tym najwyższym wieżowcu – podpowiadałem.
– Od dawna już tam nie mieszkam – Pokręciła głową. – Już chyba ze dwa lata.
– Fajne było to mieszkanie… – powiedziałem.
– Tak, tylko strasznie drogie – Westchnęła. – Tu płacę połowę tej ceny.
– Rozumiem. – Zamknąłem temat.
– Rozbierz się. – Wskazała mi wieszak. – Powieś kurtkę i zapraszam.
Poszedłem za nią, krótkim korytarzem. Od ostatniego spotkania jej pośladki odrobinę się powiększyły i wydawała się przez to bardziej z krwi i kości. Przyszło mi do głowy, że chętnie złapałbym ją w pasie i przemacał, jednak czułem, że przekroczyłbym granicę grzeczności.
Znaleźliśmy się w pokoju. Grafitowa wykładzina i skąpe oświetlenie były niemal przeciwieństwem jasnych, kremowych płytek i paneli z „Manhattanu”, które błyszczały od halogenów. Czarne meble, ze srebrnymi okuciami, budowały gotycki nastrój, przełamany ciepłym beżem ścian i brązową narzutą łóżka, z czerwonymi poduchami.
– Może pójdziesz od razu się umyć? – stwierdziła.
Znałem ją na tyle, aby wiedzieć, że bez tego ani rusz. Zostawiłem na fotelu bluzę i dałem się poprowadzić do małej łazienki. Rozbroiło mnie pranie suszące się na sznurach nad wanną. Klasyczne figi, staniki i mnóstwo stringów…
„Chyba przestała być tak przesadnie drobiazgowa…” – Uśmiechałem się pod nosem. – „Jakbym odwiedzał koleżankę ze studiów.”
Wróciłem do pokoju kulturalnie, w spodniach i koszuli.
– Chcesz coś do picia? – zapytała.
– Bardzo chętnie, herbatę – stwierdziłem. – „Po blancie zaschło mi w ustach.” – pomyślałem.
– Pójdę wstawić wodę – powiedziała.
– Czy mogę iść z tobą? – zapytałem.
– Nie. – Zaprotestowała. – Zostań tutaj.
Mimo wszystko, poszedłem za nią. Uchyliłem kotarę, odgradzającą kuchnię. Zobaczyłem składaną suszarkę do prania, z jeszcze większą porcją ubrań.
– Mogę wejść do ciebie? – spytałem.
– Nie! – Powiedziała, siląc się na stanowczość. – Poczekaj w pokoju!
Posłusznie zawróciłem. Moją uwagę przykuła wąska, czarna komoda pod ścianą. Z środkowej szuflady wystawał jasny pasek bielizny. Miałem ochotę podejść i wsadzić go do środka, jednak nie zdążyłem.
Mona wróciła do pokoju. Usiadła w wezgłowiu łóżka i oparła się plecami o ścianę.
– Może najpierw powiem ci zasady – oznajmiła oficjalnie.
– Znam już, ale proszę, mów – stwierdziłem z przekąsem. – Chętnie się dowiem, co w ogóle wolno.
– Może będzie łatwiej, jeśli powiem ci, czego nie wolno. – Naśladowała mój ton, rozbawiona.
– Jeśli tak wolisz… – Chociaż udawałem powagę, nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
– Seks oralny jest tylko w gumce… – rzekła z naciskiem.
– Wiem – wtrąciłem zaczepnie.
– Większość dziewczyn pewnie tego nie wymaga – stwierdziła – ale jak wiesz, ja robię to tylko w gumce – powtórzyła.
– Nie wymagają – przyznałem. – Ale przyjeżdżając do ciebie, miałem świadomość konsekwencji.
Chwilę nic nie mówiła.
– Nie możesz też mnie całować – oznajmiła.
– Po szyi też nie mogę? – zapytałem, unosząc brwi.
– Możesz... – Zrobiła teatralnie rozmarzoną minę.
– To bardzo dobrze – stwierdziłem – bo mam już ochotę.
– Nie wolno ci dotykać mojej dupy – kontynuowała.
– Nawet tak delikatnie, paluszkiem? – zapytałem.
– Owszem, możesz… – Parsknęła śmiechem. – Ale delikatnie… Lepiej pójdę, zaparzę herbatę.
Wyszła w świetnym humorze. Ucieszyło mnie, że zmieniła nastawienie.
– Jaką chcesz? – zawołała z kuchni.
– Jakie masz? – zapytałem.
Wstałem i pokierowałem się do krótkiego korytarza, łączącego pokój z kuchnią.
– Pomarańczową, normalną i malinową – usłyszałem.
– Poproszę malinową.
Mona weszła w samej bieliźnie, niosąc szklanki w skupieniu, aby nie rozlać. Odsunąłem się na bok, aby zrobić jej miejsce. Przyglądałem się jej, doszukując zmian. Miała jaśniejszą skórę, co wydawało mi się naturalne, bo był koniec listopada, a ostatnio widziałem ją w ostatnie dni lata. Wyglądała mniej dziewczęco, a bardziej kobieco. Byłem pod wrażeniem jej figury.
Odstawiła szklanki na ławie i w milczeniu do mnie podeszła, blisko, jakby miała mnie objąć.
– Jest pewna sprawa... – Powiedziała to posępnie, aż się zmartwiłem. – W każdej chwili mogę mieć okres. Gdyby się zaczął, nie będzie ci to przeszkadzać, jakoś bardzo?
– Poradzimy sobie – zapewniłem.
Uśmiechałem się, jakby mnie to cieszyło, bo spodziewałem się większych problemów. Wręcz odetchnąłem z ulgą. Ujęła mnie swoją szczerością, a moja wyrozumiałość ją rozpogodziła. Usiedliśmy na łóżku, naprzeciw siebie, wręcz w szampańskich nastrojach.
– Mogę zająć się twoją szyją? – zapytałem.
– Oczywiście, że możesz. – Pochyliła głowę.
Przybliżyłem się do niej i całowałem ją po szyi. Stopniowo się przesuwałem w kierunku karku. Wiedziałem, że jej się podoba, bo ułatwiała mi dostęp. Rękę zagłębiłem w miseczkę stanika. Wyczuwałem, że jej sutki zdążyły już stwardnieć.
– Może się odwrócisz do mnie tyłem? – zapytałem.
– Jestem tyłem – stwierdziła.
W odpowiedzi złapałem ją za biodra i podniosłem do góry, aby klęczała. Całowałem ją po karku, schodząc niżej wzdłuż kręgosłupa. Rozpiąłem jej stanik i powoli kierowałem się w stronę pośladków. Ściągnąłem jej majtki do kolan.
„Tyłek świetny, chociaż nie jest tak jędrny, jak kiedyś…” – oceniałem – „Przedziałek przy kości ogonowej już nie jest idealny. Cipka wyglądała kiedyś niemal dziewiczo…” – Uśmiechnąłem do swoich myśli.
„Seks po latach przerwy przynosi specyficzną nostalgię… Ciekawe, jak ja się zmieniłem? Codziennie widzę się w lustrze i jestem cały czas taki sam. Łatwiej dostrzec różnice, gdy się kogoś spotyka raz na parę lat.”
Obróciłem ją na plecy i zająłem się znowu szyją. Schodziłem powoli do piersi, później niżej do ud.
– Założę ci gumę – odezwała się.
– Ale najpierw mnie popieścisz ustami – zarządziłem.
– W gumie tak.
Zaczęła mnie ssać. Miałem wrażenie, że nie do końca miała na to ochotę. Zresztą, mnie też niezbyt się to podobało… Nieprzyjemnie mi było oglądać jej wargi, ślizgające się po prezerwatywie.
– Wejdę w ciebie – zaproponowałem. – Chcesz już?
– Chętnie – przyznała.
– Trzeba będzie używać żelu? – zapytałem, sądząc, że może być sucha, z uwagi na okres.
– Chyba już nie – stwierdziła.
Położyła się, jakbym miał wejść w nią klasycznie.
– Może ja wejdę na ciebie… – odezwała się, gdy się na niej kładłem.
Nawet spodobał mi się ten pomysł. Położyłem się wygodnie na plecach. Miękko nadziała się na mnie; musiała być mokra. Początkowo niemal się nade mną unosiła, ledwo się ocierając ciałem o moje uda.
„Niedotykalska” – myślałem.
Chwyciłem ją za ramiona i przyciągnąłem, później objąłem za kark i przycisnąłem do siebie. Nie zaprotestowała. Kiedy chwyciłem ją za pośladki i zacząłem ostro posuwać, nie podnosiła się, tylko dalej leżała na mnie. Czułem, jak jej piersi miękko przenoszą uderzenia bioder na mój tors.
Chwyciłem ją lewą ręką za włosy. Perwersyjnie kusił mnie jej odbyt. Pośliniłem palce prawej dłoni i delikatnie muskałem opuszkami zakazany obszar. Wcisnęła mocno twarz między moją szyję i obojczyk. Musiało się jej podobać, bo słyszałem zdławione, naturalne jęki. Uniosła głowę i się spięła, głośno jęcząc. Po kilku sekundach opadła na mnie i leżała, przeciągając się całym ciałem.
„Miała orgazm!” – Byłem pewny.
Kiedy ze mnie wstała, od razu spojrzała na prezerwatywę. Była cała zakrwawiona.
– No nie! – zawołała przejęta Mona. – Okres mi się już zaczął!
W podskokach rzuciła się do komody. Wyciągnęła z niej papierowy ręcznik i się podtarła, później uklęknęła przy mnie i pedantycznie wycierała mi krocze. Przyglądałem się jej, rozbawiony jej zmieszaniem i popłochem. Gdy skończyła, pobiegła do łazienki, usłyszałem szum prysznica.
Wróciła do łóżka po paru minutach.
– Najgorszy jest pierwszy moment – wyjaśniała. – Teraz już nie powinno być tyle krwi… Najwyżej odrobina. Jak chcesz skończyć?
– Może teraz klasycznie? – zaproponowałem.
– Dobrze – stwierdziła. – Musisz tylko na początku być delikatniejszy, bo się umyłam i jestem mniej nawilżona.
Położyła się na plecach i rozstawiła nogi. Zacząłem płytko i z każdym ruchem stopniowo się zagłębiałem. Poprawiała ustawienie bioder, abym wchodził bardziej gładko. Wyglądała na zadowoloną.
– Doszłaś? – spytałem.
– Tak. – Westchnęła.
– Dojdziesz drugi raz? – zapytałem.
– Nie. – Pokręciła głową. – Wolę raz dziennie… Nie mam ochoty i siły na więcej orgazmów… Ale jest przyjemnie.
Zacząłem ją mocniej pchać. Przez chwilę jęczała, zgrywając się, że dochodzi.
– Musimy zmienić pozycję – stwierdziła – bo mnie trochę boli.
– Może być od tyłu? – zapytałem.
– Dobrze. – Ustawiła się, na pieska.
Po orgazmie jej pochwa była bardziej rozciągnięta i delikatna. Chciałem już dojść, ale stymulacja była odrobinę za słaba. Trochę przez blanta, trochę przez jej stan.
Zmieniliśmy pozycję. Znowu wszedłem jej pomiędzy nogi i ją rżnąłem.
– Dojdź już! – jęknęła. – Nie wytrzymam długo…
– Od tyłu skończę – wykrztusiłem.
Znowu się wypięła. Złączyłem jej nogi w kolanach, trzymałem ją za ręce i rżnąłem. Leżała pochylona, opierając głowę na łóżku, bierna jak lalka. Odleciałem.
Przyłapałem się, że leżę na niej całym ciałem, z twarzą wciśniętą w jej włosy. Czułem błogość i chciałem pozostać tak dłużej, jednak czułem, że mi nie wypada.
Kiedy położyłem się obok niej, od razu wstała i wyszła. Wróciła z butelką wody, do połowy pełną. Odkręciła i zaczęła pić prosto z gwinta. Kiedy wyciągnąłem rękę, przekazała mi butelkę, bez słowa. Piliśmy na zmianę, dopóki nie skończyła się woda.
– Jeszcze herbaty mamy – powiedziała, spoglądając na ławę.
– Też wypijemy – stwierdziłem.
Położyliśmy się w łóżku. Miałem w głowie mętlik. Zastanawiałem się, jak wyglądają spotkania Mony z innymi klientami i jak traktują siebie nawzajem.
– Pamiętasz mnie? – zapytałem.
– Coś mi świta, ale nie do końca. – Zmrużyła oczy. – Nie mogę cię z niczym skojarzyć.
– Robiliśmy to przy barze, pod oknem – powiedziałem. – Pękła guma.
Widziałem, jak jej twarz się ożywia.
– Pomyślałam tak przez moment! – zawołała. – Tylko nie chciało mi się aż wierzyć!
– Znów się widzimy. – Miałem minę szelmy. – Chociaż tym razem jest bez niespodzianek.
– Właśnie nie do końca – stwierdziła.
– Przysuń się bliżej do mnie. – Przyciągnąłem ją do siebie. – Nic się przecież nie stało.
Stykaliśmy się ramionami.
– Bardzo mi teraz przyjemnie – powiedziałem.
– Tak? – Spojrzała mi w oczy.
– Dawno nie miałem naraz tylu atrakcji – stwierdziłem.
Wydało mi się groteskowe, że leżymy podobnie jak para, ale czułem się z tym dobrze. Moje stopy sięgały dalej. Połaskotałem ją dużym palcem w gołą podeszwę. Zaskoczona, wierzgnęła nogą.
– Przestań! – skarciła mnie. – Uważaj, bo cię kopnę i przypadkiem zrobię ci krzywdę!
Założyła nogę na nogę. Skierowała stopę w moim kierunku, aby móc się obronić, gdybym powtórzył ten manewr. Ustawiłem się symetrycznie do niej: moja owłosiona łydka groteskowo kontrastowała z jej wydepilowaną, jej mała stópka zetknęła się z moją dużą.
– Co mi możesz zrobić tym maleństwem? – zapytałem.
Mona cofnęła nogę, jak oparzona i wyprostowała. Chciało mi się śmiać z jej reakcji, ale się powstrzymałem i leżałem w milczeniu, ze stopą wymierzoną w jej kierunku.
– Często chodzisz do dziewczyn? – zapytała po dłuższej chwili.
– Chyba mogę ci się przyznać – stwierdziłem. – Bo po co miałbym cię oszukiwać?
– Racja – przytaknęła.
– Trzy razy poza tobą – stwierdziłem. – Ale muszę przyznać, że ty jesteś zdecydowanie najlepsza i najpiękniejsza… Chociaż jedna była prawie tak samo ładna jak ty, ale strasznie chłodna. Stał mi, ale nie mogłem dojść.
– Pewnie miałeś z nimi seks oralny bez gumy? – zapytała.
– A jak sądzisz? – spytałem.
– Pewnie tak – powiedziała.
– Czyli wiesz – stwierdziłem. – Zazdrościsz?
Rozśmieszyłem ją tym pytaniem.
– Tak, zazdroszczę – przytaknęła z ironią.
– Możemy to jeszcze zmienić. – Uśmiechałem się prowokacyjnie.
– Dziękuję – stwierdziła. – Wystarcza mi, że mam pięćdziesiąt procent udziałów.
Najpierw pomyślałem, że ma rację i parsknąłem śmiechem. Jednak przypomniałem sobie o „trójkącie”. Zupełnie zapomniałem go doliczyć, ale nie uznałem za stosowne, aby to prostować.
– Gdy byłem u ciebie pierwszy raz – rozgadałem się – miałem kryzys małżeński. Poza tym, chciałem sprawdzić, jak jest, no wiesz… – Szukałem słów. – Seks za pieniądze. Poza tym, żona marudziła w łóżku, chociaż to ja miałem ku temu więcej podstaw… Nie mam sobie nic do zarzucenia, mogłem być bardziej wymagający i stanowczy. Rozwiodłem się po paru miesiącach. Seks nie był główną przyczyną.
– Co robiłeś później? – zapytała.
– Miałem parę związków, ale źle trafiam. – Westchnąłem. – Chyba mam złe kryteria. Zawsze trafiam na roszczeniowe suki.
Spojrzała na mnie, jakby rozumiała mój problem.
– Ja już dawno nie byłam związku – powiedziała. Zamyśliła się.
„Ona w związku!?” – osłupiałem.
Byłem zdania, że zwyczajna kobieta ma wachlarz skomplikowanych potrzeb. Założyłem też, że prostytutka oczekuje od mężczyzn pieniędzy, nic więcej. Niespodziewanie dotarło do mnie, że w głowie mam stereotypy… Przewartościowane żony, zdeprecjonowane dziwki.
– Nie możesz znaleźć faceta? – zapytałem, zbity z tropu.
– Nie – stwierdziła. – Faceci, których znam, są beznadziejni. Albo niedorobieni, albo chodzą na dziwki. Więc rozumiesz.
– Na facetach na pewno znasz się ode mnie lepiej – przyznałem.
– Ciężko o odpowiedniego – powiedziała.
– Mam podobnie z kobietami. – Uśmiechnąłem się cynicznie. – Na początku mi się wydaje, że się od siebie różnią, ale koniec końców okazuje się, że są takie same. Chyba to ja robię błąd. Ciągle powtarzam ten sam scenariusz…
– Może coś w tym jest – stwierdziła.
– Długo jeszcze zamierzasz pracować? – dopytywałem. – Czy wolałabyś się związać, gdyby ci się trafił ktoś fajny?
– Chciałabym już niedługo zostawić to zajęcie… – powiedziała. – Zacząć normalnie żyć. Rodzina… – Westchnęła.
– Kiedy? – spytałem.
– Nie wiem. – Niepewnie wzruszyła ramionami. – Może w tym roku, może za rok.
– A ten twój przyszły mąż, będzie wiedział? – spytałem.
– Raczej nie. – Zamyśliła się. – Chyba, że się taki trafi, co będzie wiedział i to zaakceptuje…
– Ale on będzie chodzić na dziwki – napomknąłem.
– No niestety.
Parsknęliśmy oboje śmiechem.
– Trudna zmiana cię czeka – stwierdziłem.
– Ale mnie to już męczy – powiedziała. – Włączę muzykę.
Otworzyła laptopa, stojącego na wzmacniaczu. Pomieszczenie wypełniła przyjemna, transowa muzyka. Wzięła zimne herbaty z ławy i wróciła do łóżka.
– Mogę zadać ci parę pytań? – odezwałem się. – Tak z ciekawości...
– Pytaj. – Patrzyła mi w oczy.
– Jaki powinien być ten twój facet? – zapytałem.
– Na pewno wysoki – powiedziała.
– Wystarczy taki jak ja? – spytałem.
– Hm… – Zmarszczyła czoło. – Może ciut wyższy?
Podniosłem się i stanąłem obok łóżka.
– Chociaż nie… – oceniła. – Tyle wystarczy, w zupełności.
– Dziękuję. – Uśmiechnąłem się. – Włosy: brunet czy blondyn?
– Wszystko jedno. – Skrzywiła się. – Nie to się liczy.
– Czyli wciąż jestem na liście? – zażartowałem.
– Tylko teoretycznie – odparła.
– Lepiej tak nie mów. – Spojrzałem na nią wymownie. – Dobrze wiesz… Z teorii do praktyki.
Patrzyła na mnie z udawanym politowaniem, ale bardziej wydała mi się zawstydzona.
– To dopiero początek wywiadu – oznajmiłem z przekąsem. – Jesteś gotowa na ciąg dalszy?
– Poproszę kolejne pytanie – zarządziła.
– Chuj – wypaliłem. – Jaka wielkość?
Parsknęła śmiechem.
– Normalny! – zawołała. – Nie mam jakichś wielkich wymagań!
– Jaki jest twoim zdaniem normalny? – zapytałem.
– Piętnaście centymetrów? – zastanawiała się.
– Czyli jestem skreślony, bo przekraczam normę? – zapytałem, odgrywając śmiertelną powagę.
Z trudem powstrzymywałem śmiech.
– W tym przypadku jest to tylko na plus – stwierdziła.
– Mącisz. – Byłem bardzo zadowolony. – Twoje ulubione pozycje?
– Na jeźdźca… – Zamknęła oczy. – I od tyłu.
– Na misjonarza nie? – zapytałem.
– Też – stwierdziła. – Ale to coś innego.
Rozbroiła mnie tym stwierdzeniem. Byłem zaskoczony, że podobnie postrzegamy tę pozycję.
– Ile powinien zarabiać? – zapytałem.
– A czym się zajmujesz? – spytała.
– Stanowisko kierownicze – powiedziałem.
– To pewnie wystarczy… – Machnęła ręką.
– Ile konkretnie? – zapytałem.
– Trochę więcej niż średnia krajowa – powiedziała. – Tyle, żeby można było normalnie żyć… Kupić większe mieszkanie, bo jest potrzebne, jeśli chce się założyć rodzinę. Wiadomo. Samochód w miarę dobry… Ale nie musi to być BMW.
– Myślę, że spełniłbym te oczekiwania… – podsumowałem. – Ale, jak wiesz, chodzę na dziwki... Jestem beznadziejny, jak wszyscy faceci.
– Niestety… – Zrobiła skwaszoną minę. – Nie nabijaj się z moich kryteriów! – Szturchnęła mnie.
– Nie nabijam się – przyznałem poważnie. – Twoje kryteria są dobre… Tak widzę rolę faceta.
– Wszystkie kobiety mają podobne wymagania. – Westchnęła. – Dla mnie, jeśli któraś mówi, że nie patrzy na zarobki, to po prostu udaje. Nie mówi prawdy.
– Muszę się z tobą zgodzić – stwierdziłem. – Chociaż młodzi ludzie, bez życiowych planów, często są lekkomyślni. Nie myślą o pieniądzach i się później rozwodzą… Chociaż w moim przypadku przyczyna rozwodu była inna.
– Mówiłeś – przypomniała. – Trafiasz na roszczeniowe suki.
– Trochę mnie suszy. – Zmieniłem temat. – Przyznam się, wypaliłem blanta przed wizytą u ciebie.
– Naprawdę wypaliłeś blanta? – Ożywiła się.
– Naprawdę – potwierdziłem. – Na dole, w samochodzie. To dlatego się trochę spóźniłem.
– Aż nie wierzę, że lubisz palić – stwierdziła.
– Lubię – przyznałem. – Jak zapalę, mam lepsze orgazmy. Ten był zajebisty!
– Też ci się do czegoś przyznam… – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Zanim przyszedłeś, wzięłam buszka… Ale z lufy.
Poczułem się, jakbym spotkał bratnią duszę.
– Ostatnio – zdradziłem – zdarza mi się palić dość często…
– A nie palisz codziennie? – spytała. – Bo ja lubię codziennie… – Westchnęła. – Mogłeś przynieść.
– Też lubię codziennie – przyznałem. – Następnym razem przyjdę z blantem do ciebie.
– To już wiadomo, że będzie następny raz? – zapytała.
– Możemy sobie zorganizować wieczór przyjemności – zaproponowałem. – Razem zapalimy… Przyniosę coś dobrego do jedzenia, żebyśmy mieli co jeść, gdy nas złapie gastro… Oboje będziemy się świetnie bawić.
– Bardzo chętnie. – Ucieszyła się.
– Kiedy? – zapytałem.
– W środę za tydzień? – spytała.
– Dobrze – zgodziłem się. – Albo może w czwartek… W środę lub w czwartek. Wcześniej zadzwonię – Spojrzałem na zegarek. – Chyba powinienem już spadać? Czas na pewno minął już dawno…
– Możesz jeszcze zostać – stwierdziła. – Chyba że gdzieś ci się śpieszy.
– Niestety nie… – powiedziałem. – Albo na szczęście nie.
– Mnie też się do niczego nie śpieszy – stwierdziła. – Dziś już tylko idę spać.
– Trochę przekroczyliśmy godzinę – zauważyłem.
– Dość znacznie. – Uśmiechnęła się.
– Czy następnym razem też będzie bez limitu? – zapytałem.
– Tak – stwierdziła – jeśli dopasujesz się do mojego planu tygodnia.
– Co będziemy robić? – zapytałem.
– To co zwykle? – spytała.
– Na to nie trzeba aż tyle czasu – powiedziałem.
– Zawsze możemy pogadać – odparła. – Albo obejrzeć film.
– I będziemy tak leżeć, przed telewizorem, jak dorosłe małżeństwo? – zażartowałem.
– Znów się nabijasz – podsumowała. – Kiedyś chcę wyjść za mąż.
– A jak zamierzasz wypełniać obowiązki małżeńskie? – zapytałem.
– Seks pięć razy w tygodniu! – Zaczęła się śmiać. – Chociaż na to nie ma reguły… O co ty mnie pytasz? Co mam ci powiedzieć? Że będzie codziennie?
– Codziennie, poza okresem – powiedziałem.
– Patrz, tym razem się nie udało… – stwierdziła. – Już się czepiasz.
Chwyciłem ją i udawałem, że chcę zrzucić z łóżka. Dzielnie się opierała.
– Zapomniałem o okresie – przyznałem, zgodnie z prawdą. – Normalnie przeszkadza, ale dziś wyjątkowo nie. Nie mam zamiaru czegokolwiek ci wypominać… Niepotrzebnie się tłumaczę, bo już mówiłem, że było super.
– W czwartek już będzie po – oznajmiła.
– A seks oralny? – zapytałem. – Będzie bez gumy?
– Z mężem tak. – Uśmiechnęła się przekornie.
– A co ze mną? – spytałem.
– Gdyby ci nie lizały bez gumy – stwierdziła – może bym to zrobiła.
– Tego się nie da cofnąć… – Zmartwiłem się. – Jestem skazany na gumę, na zawsze!
– Otóż to – potwierdziła.
– Ile dzieci chcesz mieć z tym mężem? – Zmieniłem temat.
– Dwójkę. – Patrzyła na mnie, kompletnie zaskoczona. – Chłopczyka i dziewczynkę.
– To tak jak ja – stwierdziłem.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
– Zaczynam się robić senna – stwierdziła.
– Ja też – przyznałem. – Podjęliśmy dzisiaj wyczerpujące tematy… Seks też nie był lekki.
– Dobrze, że chociaż przyjemny – oceniła.
– Trzeba przyznać – zgodziłem się. – A skąd jesteś?
– Z gór – powiedziała.
– Powiesz, z jakiego miasta? – zapytałem.
– Wieś, ale piękna – powiedziała. – Nie zdradzę nic więcej.
– Uwielbiam góry – stwierdziłem.
– To dlaczego tu mieszkasz? – spytała.
– Tu się urodziłem – powiedziałem.
– Kiedyś wrócę – Westchnęła. – Chociaż może i nie…
– Ukrywasz to życie? – zapytałem.
– Tak – przyznała. – Formalnie, robię coś zupełnie innego.
* * *
Kiedy żegnaliśmy się, była pierwsza w nocy. Uścisnęliśmy się, ale się nie całowaliśmy. Groteskowo to wyglądało: byłem w kurtce i w butach, ona boso i w samej bieliźnie.
– Podoba mi się, że jesteś taki grzeczny – stwierdziła, gdy złapałem za klamkę.
– Zdołowałaś mnie! – Udawałem obrażonego. – Dziewczyny wolą podobno niegrzecznych!
– Niegrzeczny na szczęście też jesteś – stwierdziła. – Wystarczająco.