Interesuje mnie najwyższa półka. W pierwszej kolejności moją uwagę przykuwa szczupła, krótko ścięta brunetka o zadziornym spojrzeniu. Przypomina Tatianę Okupnik. Kiedy patrzę na jej zdjęcia, jestem prawie pewny, że to striptizerka z mojego wieczoru kawalerskiego.
Tańczyła dla mnie przy rurze i śmiało wyginała się na moich kolanach. Mimo sugestii kolegów i możliwości, nic się nie wydarzyło ponad program. Jedynie na koniec rozpięła mi spodnie i przez parę sekund pobawiła się penisem. Przyznaję, dotykałem jej ciała, kiedy nadarzały się ku temu okazje, nie sposób siedzieć w bezruchu. Nie czułem winy, tym bardziej, że narzeczona miała mieć na wieczorze panieńskim striptizera.
Nazajutrz pochwaliłem się pokazem przyszłej małżonce. Chociaż pominąłem cielesne szczegóły, ku mojemu zaskoczeniu, ze mną zerwała. Ostentacyjnie spakowała się w torebkę i wyprowadziła do mamy. Tego samego dnia prawie-teściowa zadzwoniła ze skargą do ojca, który ją grzecznie spławił, następnie do mnie i zaleciła test na HIV. Odpyskowałem, że na wyniki przyjdzie poczekać, bo miarodajne badanie będzie można zrobić dopiero za miesiąc.
Zrozumiałem wtedy, że jeśli zdradzać, to tylko tak na sto procent. Tak, aby było warto. Pech, bo zostałem przeproszony trzy dni przed ceremonią i wszystko poszło zgodnie z planem.
Po trzech latach „udanego” małżeństwa pragnę odrobić zaległości. Wydzwaniam chyba ze trzy razy, co kilkanaście minut, niestety włącza się poczta głosowa. Nie zrażam się i dzwonię do zastępczej, zdzirowatej, długowłosej siksy. Jest czasowo niedostępna i chociaż mi na niej specjalnie nie zależy, zaczynam się martwić. Brak mi rozeznania, nie wiem czy nie jest za późno, czy nie trzeba się umawiać jakoś wcześniej?
Trzecia prezentuje się tajemniczo i to aż za bardzo. „Monę” wyróżniają studyjne, pruderyjne na tle innych fotografie. Nie jest to typowy wabik na facetów, bo przypominają artystyczne akty. Pokazuje figurę i ciało, ale miejsca intymne zasłania albo kryje poza kadrem. Tak jak twarz.
Słyszę długi sygnał i czekam z biciem serca. Będę się umawiać pierwszy raz.
– Tak? – Odbiera.
– Cześć. – Silę się na naturalność. – Masz teraz czas?
– Będę mogła dopiero za pół godziny – odpowiada.
Z tonu głosu wydaje się trochę przemądrzała. Budzi skojarzenie z koleżanką ze studiów. Uśmiecham się pod nosem, zaintrygowany.
– Podasz mi swój adres? – pytam.
– Mieszkam na „Manhattanie”. Jak będziesz na miejscu, to do mnie zadzwonisz. Wtedy powiem ci dokładnie, jak trafić.
– A jeśli mi się nie spodobasz? Co wtedy? – dopytuję.
Rozbraja mnie szczerym śmiechem.
– Będziesz zadowolony – obiecuje. – Jestem pewna.
* * *
„Manhattan” to zespół wieżowców w samym centrum Łodzi. Brutalistyczne, wielkopłytowe kolosy, z gierkowskiej dekady, patetycznie górują nad miastem. Odstraszają szarym, szorstkim betonem, przyciągają majestatem z minionej epoki i położeniem. Mimo upływu lat, nadal nie znalazły godnej konkurencji.
Parkuję przy ulicy Wigury, dokładnie pośrodku osiedla. Jestem kilka minut za wcześnie i dla zabicia czasu wychodzę na krótki spacer Piotrkowską. To kiepski pomysł, bo na tym odcinku nigdy nic się nie dzieje. Tylko niepotrzebnie marznę, niecierpliwie spoglądając na zegarek.
– Jestem już. – Dzwonię dokładnie o czasie. – Gdzie mam się kierować?
Mona podaje mi numery bloku i mieszkania.
– Najwyższe piętro – dodaje.
Tracę z dziesięć minut, zanim odnajduję właściwy budynek. Gubi mnie chaotyczna numeracja, jest ciemno i słabo znam okolicę. Wykonuję kolejny telefon, aby nie myślała, że zrezygnowałem.
– Trochę to trwało – mówię – ale jestem pod blokiem.
– Nic się nie stało – odpowiada. – Ledwo się wyrobiłam.
– Możesz mi podpowiedzieć, która klatka?
Cieszę się, że jedyną mijaną osobą jest portier, ale kiedy winda zjeżdża na dół, zjawia się około czterdziestoletni mężczyzna. Wygląda na człowieka sukcesu, jest w dobrym garniturze, czuję od niego zapach markowych perfum. Chcę jechać kolejnym kursem i się odsuwam. Sprawdzam czas w telefonie i udaję, że na kogoś czekam. Mężczyzna jednak życzliwie przytrzymuje dla mnie drzwi i zaprasza wzrokiem do środka. Kiedy wchodzę, wciska przedostatnie, dwudzieste drugie piętro. Uśmiecha się do siebie enigmatycznie, musi mieć świetny humor. Zgaduję, że jedzie na randkę.
Deprymuje mnie, że może się domyślać, po co tu przybyłem. Gryzą mnie wątpliwości. Stopniowo tracę pewność siebie.
Trzy tygodnie temu poznałem na czacie Anię. Oboje byliśmy w pracy i mieliśmy sporo wolnego czasu. Dobrze nam się rozmawiało, nie zdradziłem, że jestem żonaty. Wysłała mi zdjęcie twarzy i wydawała się atrakcyjna. Już na drugi dzień opisywaliśmy swoje seksualne fantazje. Wspólna masturbacja okazała się zaskakująco emocjonująca… Zza drzwi gabinetu dochodziły mnie rozmowy współpracowników i klientów.
Bardzo napaliłem się na spotkanie na żywo, jednak gdy się umówiliśmy na mieście, czar prysł. Ania była przy tuszy, a do tego ubrała się, jak stara baba. Poszedłem z nią do kawiarni z grzeczności. Niestety, okazała się straszną nudziarą i przez godzinę się zastanawiałem, jakim cudem tak mnie zwiodła. Kiedy odezwała się nazajutrz, odpisałem, że mam dużo pracy. Zablokowałem ją.
Rodzi się we mnie sceptycyzm. Myślę, że wysoka cena to niekoniecznie wysoka jakość. Co prawda wiem, że ma figurę bez zarzutu, ale nie widziałem twarzy… Jakby to miało jakieś istotne znaczenie.
Winda wydaje się poruszać w żółwim tempie. Wpatruję się w ciemnobrązową, drewnopodobną okleinę, wyniszczoną przez dekady eksploatacji. Śledzę panel nad drzwiami, na którym się zapalają wycięte w aluminiowej blasze kolejne numery pięter. Kiedy mężczyzna wysiada, oddycham z ulgą, jednak pokonywanie ostatniej kondygnacji trwa najdłużej. Winda zamyka się, powoli bierze rozpęd i hamuje… W końcu stuka rygiel i puszcza drzwi.
Mieszkanie znajduję od razu, wciskam dzwonek. Patrzę w wizjer i się uśmiecham, bo chcę wyglądać na pewnego siebie. Czekam parę sekund. Zastanawiam się jak mnie ocenia nieznajoma zza judasza. Czuję się jak błazen, bo moja poza zaczyna mi się wydawać sztuczna i żałosna. Na szczęście słyszę przekręcanie zamka.
Mona wita mnie profesjonalnie chłodnym uśmiechem. Jej nogi są wręcz idealne, w czarnych szpilkach na średnim obcasie jest prawie tak wysoka, jak ja. Ma na sobie małą czarną, obcisłą sukienkę do połowy uda. Wąska talia odcina się nad biodrami. Na głęboki, ostry dekolt opadają rozpuszczone, ciemne blond włosy. Przypomina przyjaciółkę, z którą po kłótni zerwałem kontakt, ale jest kilka lat młodsza… Dostaję erekcji.
– Cześć, wejdź – mówi.
Gdy otwiera usta, budzi się we mnie obsesja zawodowa żony, która jako protetyk z powołania nałogowo komentuje zgryzy. Jestem przewlekłą ofiarą jej nerwicy natręctw i nie mogę nie dostrzec u Mony stłoczenia górnych jedynek. Mówiąc niefachowo, nachodzą na siebie… Wada jest niewielka i dlatego łatwo byłoby ją skorygować. Jestem pewny, że małżonka odesłałaby ją do ortodonty.
Nie mój problem – próg przekraczam rozbawiony.
– Usiądź – podpowiada Mona i wskazuje fotel.
Zajmuje miejsce na wielkim łóżku, na wprost mnie. W świetle sufitowych halogenów wygląda jak dziewczyna z lifestylowych męskich gazet. Rozpoznaję owocowo-kwiatowy zapach Escada, tych samych perfum używa koleżanka z pracy. Byłem zdania, że są za słodkie, jednak na skórze Mony pachną wyjątkowo apetycznie.
– Nie przypominam sobie ciebie. – Świdruje mnie wzrokiem. – Jesteś pierwszy raz?
– Tak. – Przełykam ślinę.
– Skoro tak, zaczniemy od zasad. Jeśli chcesz zostać, musisz ich przestrzegać… Rozumiesz?
– Rozumiem. – Kiwam głową.
– Przede wszystkim, seks tylko z zabezpieczeniem. – Stanowczo patrzy mi w oczy. – Oralny też.
– To chyba oczywiste – komentuję.
– Nie możesz mnie całować, ani wsadzać palców. Seks analny nie wchodzi w grę. Zapłata jest przed. – Milknie, jakby oczekując potwierdzenia.
– Dostosuję się do zasad – obiecuję. – Coś jeszcze?
– To wszystko.
– To może zapłacę? – pytam z nonszalancją.
– Wypadałoby. – Uśmiecha się na moje słowa.
Gdy podaję banknoty, jej nieco surowa mina mięknie.
– Napijesz się czegoś?
– Chętnie – przyznaję, bo zaschło mi w ustach.
– Mogę zrobić ci kawę, albo herbatę. Nie mam nic innego na tę chwilę.
– Poproszę herbatę.
Kiedy staje tyłem i nalewa wody, rozglądam się po mieszkaniu. Mieszka w ekskluzywnie urządzonej kawalerce. Na wprost wejścia znajduje się rząd czarnych od nocy okien, spod których wychodzi bar. Odgradza aneks kuchenny, z prawej strony, od reszty dużego pokoju. Po lewo za łóżkiem mieści się skórzana, kremowa sofa, przed nią ogromny telewizor i zestaw audio.
Mona ustawia na płycie grzewczej osobliwie tradycyjny czajnik, blaszany z gwizdkiem. Podchodzi do zlewu i pedantycznie myje szklanki. Jej zachowanie i uroda harmonizuje z otoczeniem, widać, że przedkłada formę nad praktyczność. Zauważam jeszcze jedne drzwi po prawo, obok łazienki. „Teren prywatny”, informuje przywieszka.
Korzystam z okazji, że jestem w najwyższym łódzkim drapaczu chmur. Podchodzę do okna i oglądam panoramę miasta. Z tej perspektywy przytłaczające wieżowce z centrum wydają się lekkie, a kamienice i małe bloki wyglądają jak na makiecie. Obszary parków odcinają się mrokiem na tle rozświetlonych osiedli i ulic… Na horyzoncie majaczy Widzew, utulony we mgle, nad którą górują kominy elektrociepłowni, migające na czerwono. Przechodzą mnie ciarki.
– Masz niesamowity widok – zagaduję nieznajomą „na zmywaku”.
– Wiem – odpowiada z dumą. – Mnie też się podoba.
Stoi i czeka, aż się zagotuje woda. Wydaje się spięta i przez to mniej wyniosła, bardziej ludzka. Zastanawiam się czy mi się nie wydaje? Może ją oceniam według siebie? A może to kwestia butów? Myślę, że obcasy w kuchni są niesamowicie sexy.
– Czy mogę cię już dotykać? – pytam niecierpliwie.
– Może najpierw weź prysznic.
– Kąpałem się dwie godziny temu – stwierdzam.
– Mimo wszystko, weź prysznic. Zaraz dam ci ręcznik.
W łazience zauważam, że cała żołądź jest mokra od preejakulatu. Kiedy dotykam penisa, jest mi tak przyjemnie, że aż mam ochotę zrobić sobie dobrze. Erekcja jest krępująco niepohamowana. Jestem pewny, że szybko skończę i odkręcam zimną wodę, ale to niewiele daje. Wizja samozaspokojenia się u dziwki wydaje się groteskowa… Zanim opuszczam łazienkę, zakładam spodnie.
W pokoju rozbrzmiewa ściszony electro house.
Perfekcyjny wybór do seksu – myślę z uznaniem.
Mona siedzi na brzegu łóżka w samej bieliźnie i podryguje w rytm muzyki. Jestem zawiedziony, że nie ja ściągnąłem z niej sukienkę. Podchodzę na wyciągnięcie ręki.
– Czemu się ubrałeś? – Patrzy na mnie rozbawiona.
– Pierwszy raz cię widzę – Zakłopotany wzruszam ramionami. – Nie chciałem tak gruboskórnie paradować z gołym fiutem.
Parska śmiechem.
– I tak zdejmiesz spodnie.
– Masz rację – przyznaję.
Rozpinam guziki rozporka. Po chwili jestem już nagi, a mój penis w nią celuje. Ujmuje go w dłoń i obciąga, widzę, że jest znowu żenująco mokry. Dotyka go opuszką, gdy cofa, dostrzegam ciągnącą się nitkę śluzu.
– Nie muszę nic robić. – Uśmiecha się z satysfakcją.
Sięga po prezerwatywę. Nie może rozerwać folii, która wyślizguje się jej z palców, w końcu nadgryza brzeg. Udaje się jej wyciągnąć gumkę, ale długo trudzi się, aby nasunąć ją na żołądź. Nie dowierzam, że nie ma doświadczenia. Może przeszkadzają jej długie paznokcie?
– Może ty sam? – stwierdza lekko zakłopotana.
Mam okazję się wykazać, idzie mi o wiele lepiej.
– Jak chcesz zacząć? – pyta. – Chcesz usiąść czy się położyć?
– Tak jak teraz, jest dobrze. – Przybliżam się. – Zacznij ustami.
Początkowo wodzi językiem wzdłuż, później zatrzymuje się na wędzidełku. Zwiększa intensywność ssania, bierze do ust coraz głębiej… Niestety prezerwatywa przeszkadza. Mam wrażenie, że lateksowa bariera odbiera mi większość przyjemności.
W cipce guma mniej przeszkadza – myślę.
– Może w ciebie wejdę? – proponuję.
– Dobrze. – Mona się uśmiecha. – A jak chcesz?
– A jak lubisz? – pytam.
– Najbardziej od tyłu – oznajmia i przesuwa się na kolanach w głąb łóżka. – Tylko musisz być ostrożny, bo moja cipka jest mała i bardzo delikatna, a ty masz dosyć dużego.
Mam wrażenie, że na ten komplement mój penis się powiększa. Pewnie mówi to każdemu, niemniej i na mnie działa.
Zapraszająco wypina się w moją stronę. Cenię tyłki o sportowej charakterystyce i kiedy widzę jej pośladki, jak u tancerki, rozdzielone perfekcyjnym, wąskim rowkiem, wpadam w zachwyt. Mam uczucie świętokradztwa, kiedy rozchylam wargi i się w nią zagłębiam. Czuję się, jakbym w szczególny sposób tracił dziewictwo.
Ekstatycznie ciasna! – Doznaję olśnienia. – Nie jest rozepchana, jest wytrenowana!
Chwytam ją za biodra i posuwam. Czuję poprzecznie prążkowaną strukturę pochwy, mimo gumy. Daję jej klapsa w pośladek, na co zaczyna cicho jęczeć. Ogarnia mnie fala gorąca. Kilkakrotnie zagłębiam się w niej maksymalnie, bez kontroli. Mam orgazm, aż krzyczę głośno.
Kiedy kładę się na plecach, nadal przechodzą mnie dreszcze. Ściągam kondom. Mona go odbiera i uważnie ogląda pod światłem. Zabiera i wychodzi bez słowa.
Po co zabrała gumę? – zastanawiam się, trochę zaniepokojony.
Po minucie wraca i kładzie się obok. Wygląda na zadowoloną.
– Chwilę poleżymy i drugi raz? – zagaduję.
– Już nie – odpowiada stanowczo. – Spuściłeś się, ja też miałam orgazm i już wystarczy.
– Tobie może wystarczy, ale nie mnie.
Nie wierzę w jej orgazm – oceniam. – Kobiety nie dochodzą w trzy minuty.
Próbuję sobie przypomnieć, co wyczytałem w opisie usług. Wydaje mi się, że była mowa o wielokrotnych zbliżeniach, ale pewności nie mam. Jestem zły na siebie, że nie zapytałem.
Nadal bym ją pieprzył, gdyby powiedziała – myślę. – Trzeba było działać pod prysznicem.
Jak na ironię dostaję erekcję. Chociaż jestem zaspokojony nie do końca, nie zamierzam płacić za kolejny raz. Jest droga, poza tym unoszę się honorem.
Nie, to nie. – Mimo wszystko czuję żal.
– Mamy herbatę – odzywa się Mona. – Chociaż pewnie zdążyła wystygnąć.
Faktycznie, jest chłodna, bo stała na barze przy oknie. Leżę i popijam, oparty na łokciu.
– Bym się tak nie śpieszył, gdybym wiedział, że można tylko raz – stwierdzam. – Myślałem, że na pewno powtórzymy.
– Myślałam, że wiesz. – Przechyla głowę, unosząc brew.
– Już wiem. Niepotrzebnie zapłaciłem za godzinę. Mogłem wziąć pół – mówię, chociaż różnica w cenie jest symboliczna.
– Nie wyganiam cię. – Wzrusza ramionami. – Możemy sobie poleżeć i porozmawiać. Mogę ci też zrobić masaż.
– Ok. – Kładę się na brzuchu, chociaż mam ochotę wyjść.
Mona siada mi na pośladkach i uciska barki. Nie jest nawet dobrą masażystką. Podobnie masuje mnie żona, ten sam brak zdecydowania.
Słowo zdrada nie pasuje – myślę. – Nie czuję winy, bo to tylko seks. Byłaby zdrada, gdyby się dowiedziała, ale dopóki nie wie, nie ma to znaczenia.
– Wynajmujesz mieszkanie? – pytam, aby przerwać ciszę.
– Tak, ale sprzęt jest mój.
Przechwala się, jakby chciała mi zaimponować – myślę.
– Niezły – stwierdzam bez entuzjazmu, chociaż jestem pod wrażeniem.
Nie znam się prawie w ogóle na systemach audio, ale profesjonalnie wyglądający wzmacniacz i kilka wysokich kolumn dają mi do zrozumienia, że przywiązuje dużą wagę do jakości nagłośnienia.
Przerywa masaż i sięga po telefon. Odpisuje na SMS-a. Odechciewa mi się gadać.
– Niedługo chciałabym wyjść – informuje po paru minutach. – Znajomi na mnie czekają.
– Już idę.
Wstaję i bez słowa się ubieram. Żegnamy się chłodno.
Suka! – myślę wychodząc.
Kiedy wracam do samochodu, na dworze jest zimno i strasznie wieje.
W domu cały czas mam przed oczami Monę. Robię sobie dobrze.
* * *
Kiedy uprawiam seks z żoną i mam ochotę dojść, myślę czasami o Monie. Czasami na odwrót, staram się o niej nie myśleć.
Zasługuję na wyrachowanie. – Jestem poirytowany. – Podnieca mnie dziwka.