Znajomi ze studiów robią parapetówę. Przychodzę sam.
– Jesteś bez Anki? – pyta w progu Aga, pani domu.
– Czas na zmiany – odpowiadam.
Mimo wszystko wyczekuję przyjścia byłej.
Pojawia się po kwadransie z Krzyśkiem, moim kumplem z ławki. Rozsiadają się w najbardziej odległym zaułku pokoju. Prowadzą dyskretną rozmowę. Przysunięci, ale zachowują koleżeński dystans. Odnoszę wrażenie, że moja ex pociesza kolegę, jakby potrzebował wsparcia. Zaciekawiony podchodzę.
– O czym tak dyskutujecie? – zagaduję.
– Rozmawiamy o związkach – odpowiada Anka.
– Właściwie to nie o związkach – poprawia ją Krzysiek. – Bardziej o relacjach z płcią przeciwną.
– Rozumiem – mówię.
– Krzysiek przypadkowo ma dziewczynę. – Anka się śmieje.
– To nie dziewczyna. – Krzysiek kręci głową. – Dwa lata się przyjaźniliśmy, ale się okazało, że czuła do mnie coś więcej. Teraz mnie nachodzi i robi wyrzuty.
Anka patrzy na mnie z ironią.
– Przyjaźń zepsuł seks – stwierdza zgryźliwie.
– Co się stało? – pytam Krzyśka.
– Nie ma o czym mówić.
– Namówiła go – odzywa się Anka. – I tak jej się spodobało, że się zakochała.
Krzysiek uśmiecha się cierpiętniczo.
– Mówiła, że to będzie seks po koleżeńsku. Długo się nie zgadzałem, żeby nie zepsuć przyjaźni, ale nalegała i w końcu uległem.
– Jak było? – pytam.
– Normalnie. – Krzysiek wzrusza ramionami. – Winko, kolacja przy świecach i tak dalej. Później powiedziała, że mnie kocha. Ja na to, że nadal jest dla mnie przyjaciółką… Odpowiedziała, że czuje się potraktowana jak szmata. Że dała mi całą siebie, a ja ją wykorzystałem. Mam teraz traumę.
– Idę sobie zrobić coś do picia – mówi Anka.
Zostawia nas. Bawi mnie nieszczęście kolegi, ale udaję, że się przejąłem.
– One lubią gierki – mówię. – Kiedy dziewczyna niczego nie oczekuje, trzeba tym bardziej uważać.
– Miałem obawy. – Krzysiek wzdycha. – Ale nie przypuszczałem, że tak źle się skończy.
– Przesadzasz. – Szturcham go w ramię. – Puknąłeś ją raz czy więcej?
– Raz tylko… To był jej pierwszy raz.
– Wszystko jasne – mówię. – Odebrałeś jej dziewictwo i jeszcze się dziwisz… Ty potworze!
– Nie śmiej się – odpowiada. – Długo się przyjaźniliśmy i mi się wydawało, że jest moją bratnią duszą. Po tym wszystkim się martwię, że w przyszłości będzie mi trudno zaufać kobietom. Co innego mówią, co innego myślą.
– Tak jest z bratnimi dupami – komentuję.
Śmiejemy się. Wraca Anka z drinkiem. Przygląda się nam podejrzliwie, jakby oceniała, czy jej za plecami nie obrabialiśmy. Na pewno byłaby zawiedziona, gdyby wiedziała, że zabrakło czasu.
– Zostawię was – stwierdzam.
Siadam przy stole. Nalewam do szklanki taniego whiskacza, uzupełniam colą. Dosiada się do mnie Madzia, jakby przyczajona na tę chwilę.
– Co słychać, Wojtusiu?
– Wszystko ok – mówię.
– Tak osobno siedzicie z Anką… Pokłóciliście się?
– Rozstaliśmy się.
– Ojej – woła z udawanym przejęciem. – Przepraszam, nic nie wiedziałam.
Wiem, że kłamie. Męska intuicja mi mówi, że wszystkie dziewczyny wiedzą.
– Nie szkodzi – odpowiadam. – Już parę tygodni temu.
– Coś się stało?
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Masz już kogoś?
Madzia wychyla się, jakby chciała powiedzieć mi to do ucha. Dla większej dyskrecji niemal obejmuje biustem moje ramię. Piersi trochę jej urosły, podobnie jak tyłek, jest na co popatrzeć.
– No nie! – Odsuwa się kokieteryjnie. – W cycki mi zaglądasz.
– Pokazujesz, a ja nie odwracam oczu.
Dostrzegam, że Anka z Krzyśkiem dosiedli się z tyłu. Słyszeli rozmowę, Madzia udaje zakłopotanie.
– Trochę nietakt – szepcze mi na ucho.
Uśmiecha się jak idiotka i odchodzi do ulubionych koleżanek. Ma co opowiadać.
Też wstaję od stołu. Impreza się rozkręciła i podzieliła na dwie grupy, kuchenną i pokojową. Jest ze dwadzieścia osób. Kursuję, trochę rozmawiam, zaczepiany przez dziewczyny, trochę piję z kolegami. W końcu Anka na mnie wpada w przedpokoju.
– Chyba mnie unikasz – stwierdza.
– Nie – kłamię. – Co u ciebie?
– Nic ciekawego… Odwiedził mnie Paweł. – Uśmiecha się z politowaniem. – Twój przyjaciel.
– Co chciał?
– Tak jakoś zahaczył przejazdem. Bardzo się na nim zawiodłam, bo myślałam, że chce się spotkać towarzysko… Powiedział, że ma wielką ochotę, żeby mnie przelecieć.
– Dlaczego się na nim zawiodłaś?
– Bo poczułam się potraktowana przedmiotowo.
– Co zrobiłaś?
– Podziękowałam. Nie jest w moim typie.
– Rozumiem. – Uśmiecham się. – Dobrze, że ja byłem w twoim typie.
– Nadal jesteś… Mam ochotę opuścić imprezę, z tobą.
– Wyjdziemy na klatkę? – pytam.
– Możemy. Albo lepiej na zewnątrz.
Wymykamy się niezauważeni.
– Stosunkowo najmniejsze ryzyko będzie na ostatnim półpiętrze, na górze – sugeruję.
– Chodźmy na spacer – Anka ciągnie mnie na dół. – Znajdziemy sobie miejsce na dworze.
Kiedy jesteśmy pod drzwiami, ciągnę za klamkę od drzwi do piwnicy. Są otwarte, wchodzę od razu do środka. Zapalam światło, ale nie ma żarówki.
– Idealnie – stwierdzam.
Schodzę po koślawych, betonowych schodach, Anka za mną. Skręcamy w boczny korytarz. Piwnica jest zachowana w niezmienionej formie jeszcze z czasów PRL-u. Osad na wylewce pamięta chyba czasy budowy. Świecę telefonem, aby nie ocierać się o ściany, bo są pokryte farbą o strukturze kredy. Wszędzie drzwi z nieheblowanych desek, zaślepione arkuszami dykty.
– Oprzyj się o ścianę, bo będziesz mieć w rękach drzazgi – mówię. – I rozstaw szeroko nogi, żeby ci nie spadły spodnie, bo się upierdolą.
– Jedyna opcja – ocenia Anka.
Wystawia się do mnie tyłem. Początkowo tylko rozpinam rozporek, ale kiedy zauważam, jaka jest mokra, żal mi Levisów i je opuszczam. Wchodzę w nią i robię to, co zawsze najlepiej nam wychodziło. Jestem odpowiednio, lekko wstawiony. Mam dobrą erekcję i trochę zmniejszoną wrażliwość. Rżnę ją ostro i jak lubi, po setkach doświadczeń obsługę jej krocza mam w małym palcu. Jej westchnienia niosą się po korytarzu.
– Daj mi parę klapsów – odzywa się.
Wolałbym tego nie robić, bo lewą ręką trzymam dżinsy, a prawa, na jej tyłku, stabilizuje mi rytm. Wymierzam Ance kilka razów, na odczepne. Zupełnie mi to nie idzie.
– Ała – jęczy – miało być w pośladki.
– Niewygodnie mi… Reszta będzie później.
Zastępczo chwytam ją za włosy. Wkrótce Anka dochodzi, ale sam nie mogę się skupić. Gdybym nie pił, byłoby już po, ale w tym stanie potrzebuję silnych bodźców. Chciałbym ją solidnie złapać. W końcu też staję w rozkroku i wreszcie jest komfortowo. Sam się sobie dziwię, że nie stosowałem się do własnych porad. Przyśpieszam.
– Jak mam skończyć? – pytam.
– Biorę pigułki, możesz we mnie.
Po chwili jest już po wszystkim. Podciągam dżinsy, zapinam rozporek.
– Kurwa! – Złości się Anka. – Wszystko ze mnie wyleciało. Prosto w spodnie.
Świecę telefonem. Sperma się rozlała i wsiąkła w materiał, prawie nie ma co wycierać. Centralnie na środku tyłka widać wielką plamę. Ciemny kontur wyraźnie się odcina na jasnej szarości. Jest tak źle, że trudno się nie śmiać.
– Nic się nie da zrobić – ubolewa Anka. – Nie mam nic na zmianę. Może to bardziej rozetrę?
– Może wrócimy osobno – proponuję. – Jak wejdziemy razem, skupimy na sobie uwagę.
– Jak chcesz. – Anka wzdycha. – Sama nie wiem.
Po minucie jestem wśród znajomych.
Nikt nic nie wie.