Grześ i Artur byli zasmuceni. Właśnie dziś, na osiedlu wieżowców, otworzono nowy, najlepszy plac zabaw! A rodzice nie mieli czasu, żeby tam z nimi pojechać!
– Skoro oni nie mają czasu, musimy iść tam sami! – wymyślił Grześ.
– Gdy powiemy im, gdzie idziemy, to nas przecież nie puszczą! – zmartwił się Artur.
– Mam pomysł! – rzekł Grześ. – Weźmiemy piłkę do nogi, aby mieć alibi. Gdy będą nas pytać, co robiliśmy, to powiemy, że graliśmy w piłkę!
– Dobry plan – ucieszył się Artur. – Już biorę piłkę i wyruszamy w drogę!
Osiedle wieżowców było daleko. Chłopcy szli prawie godzinę. Trochę bolały ich nogi i zaczęło się ściemniać.
– Nie wycofamy się – rzekł Grześ. – Jesteśmy prawie na miejscu.
– Pewnie – rzekł Artur. – Już teraz nie opłaca się wracać.
Szli jeszcze pół godziny, zanim dotarli do osiedla. Byli zmęczeni i zatrzymali się na ławce pod pierwszym wieżowcem. Było już bardzo ciemno. I jeszcze zginęła gdzieś piłka!
– Będzie ciężko teraz znaleźć ten plac zabaw – uznał Grześ.
– Do domu też będzie trudno wracać po ciemku! – zasmucił się Artur.
– Jakoś wrócimy. Damy radę! – pocieszał go Grześ.
Chociaż też się martwił, bo przecież czekała ich długa droga!
Wtedy podeszła do nich Pani z Psem.
– Zgubiliście się? – zapytała.
– Tak tylko trochę – rzekł Grześ. – My nie, ale piłka nam gdzieś zginęła.
– Obmyślamy, jak wrócić do domu – wyjaśnił Artur.
– Oczywiście nie potrzebujemy pomocy i poradzimy sobie – dodał Grześ.
– Zapraszam was do domu na obiad. Są pyszne kotleciki. I gorącą czekoladę. Mieszkam tu obok. Mam w domu mapę i pomogę wam wrócić do domu.
Grześ ucieszył się. Chciał zobaczyć mapę i był trochę zziębnięty. Miał też straszną ochotę na gorącą czekoladę. A Pani z Psem była bardzo miła!
Mieszkanie było na najwyższym, 20 piętrze wieżowca. Drzwi otworzył gruby, łysy pan z wąsami. W skrócie Wąsacz.
– Zgubili się – rzekła Pani z Psem.
– Nie zgubiliśmy się! – powiedział Grześ.
– Wiemy, jak wrócić do domu – dodał Artur.
– Odpoczywaliśmy tylko – wyjaśniał Grześ.
– Wejdźcie do środka – rzekł Wąsacz.
Grześ i Artur spojrzeli na metalowe drzwi. Wyglądały bardzo solidnie.
– Chyba że tchórzycie… – zaśmiał się.
– Nigdy nie tchórzymy! – odparł dumnie Grześ.
– Wchodzimy! – krzyknął Artur.
Chłopcy znaleźli się w przedpokoju. Nad ich głowami wisiały liczne poroża jeleni.
– Zdejmijcie buty – rzekła Pani od Psa i zamknęła drzwi na cztery spusty!
Grześ i Artur usiedli na kanapie przed telewizorem.
Tymczasem Pani od Psa wyszła do kuchni. A za chwilę przyniosła trzy porcje obiadu.
– Pewnie jesteście głodni – rzekła. – Właśnie mieliśmy jeść i chętnie się podzielimy. Za chwilę do was dołączę, tylko muszę zadzwonić do pewnej pani.
Tymczasem Grześ i Artur zostali sam na sam z podejrzanym Wąsaczem.
Obiad był pyszny! Chłopcy zjedli wszystko w mig. Szczególnie dobre były mielone kotleciki!
Grześ chciał poprosić o dokładkę, ale pomyślał, że nie wypada.
– Co porabialiście tutaj? – zapytał nagle Wąsacz.
– Szukaliśmy nowego placu zabaw – wyjaśnił Grześ.
– Trochę się zgubiliśmy – dodał Artur.
Wąsacz zaśmiał się.
– Ale panujemy nad wszystkim! – rzekł Grześ.
– Chłopcy… – Wąsacz zaśmiał się znowu. – Tylko wydaje wam się, że panujecie nad wszystkim. A co, jeśli z Żoną chcielibyśmy was zjeść?
Grześ i Artur wystraszyli się.
– To nie jest śmieszne – rzekł Grześ.
– Wiem – rzekł Wąsacz. – Ale widzieliście poroża w przedpokoju. Jestem myśliwym. Poluję na sarny, jelenie, ale z braku laku nie pogardzę też pysznym chłopcem!
– Nie zjecie mnie – rzekł Grześ.
– Ani mnie – dodał Artur.
– Najpierw was trochę podtuczymy, bo jesteście za chudzi. A za miesiąc do lasu i... – Wąsacz zmierzył się na nich – Pif-paf!
Chłopców aż przeszły ciarki.
– A później będą z was pyszne kotleciki! A kostki dostanie piesek.
– Nieprawda – rzekł Grześ. – Nie będziemy nic jeść.
– Patrzcie, Żona już niesie kolację! – wskazał Wąsacz. – Opowiadałem im, jak zjadamy małych chłopców, którzy gubią się w nocy – wyjaśnił Żonie.
– To prawda – rzekła Żona. – To czekolada, a tu jeszcze kanapeczki. Bo obiad już widzę zjedzony!
Grześ nie chciał bardziej utyć, ale wciąż był głodny! Sięgnął najpierw po bardzo dobrą, gorącą czekoladę, a później kanapkę. Wszystko było przepyszne!
„Trudno będzie tu nie przytyć” – pomyślał.
Artur też wcinał kanapki.
„Trzeba będzie obmyślić plan” – myślał Grześ jedząc. – „Ucieczkę utrudnią stalowe drzwi i 20 piętro!”
Wtedy zadzwonił dzwonek.
– Jak tylko otworzą się drzwi, krzyczymy: „Ratunku, chcą nas zjeść”! – szepnął Artur do Grzesia.
– I szybko biegniemy razem – dodał Grześ cicho.
Kiedy otworzyły się drzwi, ukazała się mama Artura!
Chłopcy ucieszyli się i pobiegli do drzwi.
– Kogo tu mamy! – przywitała się mama.
– Uratowałaś nas! – zawołał Artur. – Oni chcieli nas zjeść!
– Nie poznałeś, a to ciocia Irenka i wujek Igor – odpowiedziała mama Arturowi. – Szukaliśmy was pół godziny. Ciocia zadzwoniła do mnie, że was znalazła, więc przyjechałam. Dobrze, że was zauważyła! Macie za to szlaban na piłkę!
Chłopcom było bardzo wstyd.
– Przepraszamy – powiedział Artur. – Myśleliśmy, że zdążymy wrócić na obiad.
– Znaleźliście się i wszystko się dobrze skończyło – rzekła mama. – Ale w domu przemielimy was... Na kotleciki!