Pewnego dnia Zosia pojechała z rodzicami do ZOO. Kiedy stała w kolejce po bilety, zauważyła tajemniczego pana w kapeluszu. Trzymał pod pachą ogromny album ze zdjęciami. Fotografia na okładce przedstawiała dwa jednorożce, pasące się na leśnej polanie.
Nieznajomy zauważył, że Zosia patrzy w jego kierunku. Chociaż odwróciła głowę, podszedł do niej bliżej i się uśmiechnął.
– Może śliczna dziewczynka ma ochotę zobaczyć zdjęcia prawdziwych jednorożców? – zapytał i podał jej album.
Zosia ze zdumieniem przewracała kolejne kartki. Jednorożce wyglądały tak pięknie, że aż trudno było uwierzyć, że istnieją naprawdę. Były śnieżnobiałe, poza różowymi ogonami i grzywą. Centralnie nad wielkimi, brązowymi oczami każdego ze zwierząt sterczał spiralnie skręcony szklany róg, przypominający kształtem wydłużoną muszlę ślimaka.
– Jak masz na imię, dziewczynko? – spytał pan.
– Zosia – odpowiedziała dziewczynka.
– Ja jestem pasterzem jednorożców – przedstawił się pan. – Chętnie cię zaproszę do obejrzenia mojej farmy!
– Zosiu! – wtrąciła się mama. – Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mieliśmy odwiedzić ZOO. Jesteśmy już prawie na początku kolejki i za chwilę możemy kupić bilety.
– Ale mamusiu! – zawołała Zosia. – Bardzo chcę obejrzeć te jednorożce!
– Czy daleko jest farma jednorożców? – spytał tata.
– Dojazd trwa pół godziny – odpowiedział pasterz. – Pojedziemy terenowym samochodem. Później przez około godzinę oglądamy jednorożce i wracamy tutaj.
– Zosiu, mamy akurat dwie godziny – oznajmił tata. – Jeśli pojedziemy zobaczyć jednorożce, nie wystarczy nam czasu na ZOO.
– Nic nie szkodzi! – odparła Zosia. – W ZOO już byłam kilka razy, ale jeszcze nigdy nie widziałam prawdziwego jednorożca!
– Czy te jednorożce są prawdziwe? – zapytał tata.
– Oczywiście! – oświadczył pasterz.
– Ile kosztuje wyprawa? – spytał tata.
– Tyle samo, co bilety do ZOO – powiedział pasterz.
– Na pewno chcesz jechać, Zosiu? – spytała mama.
– Na pewno wolę jednorożce niż ZOO! – stwierdziła Zosia.
– Więc jedziemy! – zgodziła się mama.
Wsiedli do starego, poobijanego samochodu. Pojechali uliczkami między domami, na drugą stronę miasta.
– Niestety pastwisko jest daleko – tłumaczył pasterz. – Jednorożce upodobały sobie inne tereny. Nie smakuje im trawa w pobliżu ZOO.
– Wcale im się nie dziwię! – powiedziała Zosia. – W ZOO jest mnóstwo odwiedzających i niektórzy śmiecą!
– Niestety masz rację – potwierdził pasterz. – Jednorożce potrzebują prawdziwej natury!
Kiedy dotarli na miejsce, Zosia zobaczyła domek ze stajnią i ogrodzoną łączką. W oddali pasły się dwa jednorożce.
Zosia wyskoczyła szybko z samochodu i podbiegła do ogrodzenia. Patrzyła, jak jednorożce jedzą trawę. Ich szklane rogi wyglądały cudownie. Ich różowe grzywy i ogony powiewały na wietrze. Niestety, oba zwierzęta znajdowały się bardzo daleko i nie można było ich dokładnie obejrzeć.
– Czy można podejść bliżej? – spytała Zosia.
– Niestety nie – poinformował pasterz – ponieważ jednorożce są płochliwe.
– To co będziemy robić przez całą godzinę, skoro nie można do nich podchodzić? – zmartwiła się Zosia.
– To, co państwo chcą – odpowiedział pasterz. – Ja tymczasem idę obejrzeć film w telewizji. Życzę miłej zabawy!
– To brzmi mało ciekawie! – oceniła Zosia.
– Cóż! – pasterz wzruszył ramionami. – Taki mamy program zajęć!
Pasterz odszedł i po chwili zniknął w drzwiach domu.
„Obiecywał, że będzie fajnie” – zasmuciła się Zosia. – „Bardzo się zawiodłam.”
– Zosiu, pasterz teraz nie widzi, co robimy – odezwała się mama. – Spróbujemy podejść bliżej do jednorożców.
– Zaraz przesunę bramę – powiedział tata. – Po kryjomu wejdziemy do środka.
– Ale jednorożce są płochliwe! – zmartwiła się Zosia. – Jeszcze się wystraszą i uciekną!
– Będziemy się zachowywać grzecznie i spokojnie – powiedziała mama.
– Wszyscy cicho-sza. Od teraz – wyszeptał tata. – I wchodzimy!
Powoli podeszli do zwierząt, które skubały trawę. Kiedy Zosia przyjrzała się im uważnie, ze zdumienia przetarła oczy. Dostrzegła, że ich rogi są przymocowane do głowy przezroczystą taśmą!
Zrozumiała, że to nie są jednorożce, tylko przebrane i ufarbowane osiłki. Zaczęła żałować, że nie pojechała do ZOO. Pomyślała, że mogła zobaczyć mnóstwo prawdziwych zwierząt: słownie, krokodyle, papugi… Małpy, węże, tygrysy… Zamiast tego zobaczyła dwa osły. Sama też się czuła, jak osioł, ale nie chciała się skarżyć. Rodzice mogliby zacząć narzekać, że niepotrzebnie stracili czas i pieniądze.
– Zosiu! – szepnęła mama. – Jak podobają ci się jednorożce?
Wtedy jeden „jednorożec” zaryczał: Yyyyyyyyy-uuuuuuuuu! Yyyyyyyy-uuuuuuuu!
– Wiem, że to osiołki – przyznała Zosia ze smutkiem.
– Cóż – Tata się zaśmiał. – Czasem jednorożce okazują się być osiołkami!