Pewnego razu Grześ był na placu zabaw. Siedział na karuzeli sam, bo jego kolega nie przyszedł. Nudził się i już chciał wracać do domu.
Wtedy do Grzesia podeszło dwóch starszych chłopców. To byli Bartek i Damian.
– Grzesiu! Czy idziesz z nami na grandę? – spytał Damian.
– A co to jest granda? – zapytał Grześ.
– Granda jest jak się zjada owoce u kogoś na działce – rzekł Damian. – Trzeba być cicho, aby nikt cię nie widział.
– Za placem zabaw jest park – powiedział Bartek. – A za parkiem jest sad z jabłkami. Idziemy na jabłkową grandę. Chodź z nami!
– A jak nas ktoś zobaczy? – zmartwił się Grześ.
– Wtedy trzeba uciekać – powiedział Bartek.
– Bardzo szybko – dodał Damian.
Grześ chwilę się zastanawiał.
– Czy to nie będzie daleko?
– Będzie daleko – powiedział Bartek. – Ale chodź z nami, bo jesteś prawie tak duży, jak my!
– Pójdę z wami – postanowił Grześ, bo się ucieszył, że starsi koledzy powiedzieli mu, że jest duży.
Chłopcy przeszli przez park, aż do sadu. Przez siatkę widzieli drzewa, jabłonie, a na nich jabłka.
– Jak się dostaniemy do środka? – zapytał Grześ.
– Odegnę siatkę do góry i ty przejdziesz pod spodem – powiedział Bartek.
– Mam iść sam? – przestraszył się Grześ.
– Musisz iść sam, bo my się nie zmieścimy – powiedział Damian.
– Co jeśli ktoś mnie zobaczy? – zapytał Grześ.
– Pomożemy ci uciec – powiedział Bartek.
– Nie bądź tchórzem! – dodał Damian.
Grześ nie chciał, aby starsi koledzy myśleli, że jest tchórzem.
– Dobrze. Zgadzam się – postanowił.
Przeszedł pod siatką i podszedł do najbliższej jabłoni. Pod drzewem leżały robaczywe jabłka. Ładne były na drzewie.
– Musisz wejdź na drzewo i zerwać – krzyknął Damian do Grzesia.
Damian krzyknął tak głośno, że usłyszał go pies. Zaczął szczekać i gonić Grzesia.
Grześ chciał wyjść z sadu przez dziurę, ale Damian i Bartek uciekli. Nikt nie trzymał siatki i dziura był zamknięta.
Pies był bardzo szybki. Grześ nie wiedział gdzie uciec. Biegł i się przewrócił.
– Pomocy! – zawołał.
Wtedy pojawiła się starsza pani. Uciszyła psa.
Pies poszedł do budy i Grześ był już bezpieczny.
– Dorwałam cię – powiedziała pani.
– Przepraszam – tłumaczył Grześ. – To koledzy mnie namówili na grandę.
– A gdzie są ci koledzy? – spytała starsza pani.
– Uciekli przed psem i przed panią – rzekł Grześ.
– Dobrzy koledzy zostają i pomagają – powiedziała starsza pani.
– To koledzy ze starszej klasy – odparł Grześ. – Myślałem, że są odważni.
– Jesteś odważniejszy od nich – rzekła starsza pani.
– Naprawdę? – zdziwił się Grześ.
– Ty im pomogłeś, a oni cię zostawili i nie pomogli.
– Ma pani rację – ucieszył się Grześ.
– Jeśli przyjdziesz za miesiąc, to cię poczęstuję jabłkami. Ale nie dziś, bo są jeszcze zielone.
– Dziękuję – powiedział Grześ. – A czy wypuści mnie pani do domu?
– Wypuszczę. Ale przez furtkę.