Zaistniałem tyłem do gmachu. Było mi trochę ciepło, a trochę zimno. Poza tym czułem się dziwnie, jak wizjer w ścianie.
Rozejrzałem się dokoła, na ile pozwoliły mi możliwości. W lewo schodziła łagodna pochylnia. Po bokach podwójne poręcze. W dole niewielka studzienka. Wydawałem się być na podjeździe dla inwalidów. Wysoki standard wykończeń mógł wskazywać na remont budynku ze środków unijnych i skarbu państwa.
„Gdzie ja jestem?” – analizowałem swoją sytuację. – „Sąd? A może wyższa uczelnia? Gdybym tak mógł się obrócić…”
Lekki wiatr przynosił smród rozrzedzonych spalin. Miasto muskało moje kamienne bloki swym brzmieniem. Czułem ciepło nasłonecznionych płyt zjazdu i chłód metalowych poręczy.
„Marmur i stal wydają mi się bliskie…” – myślałem. – „Ale chodnik jest obcy.”
– Co się dzieje? – z zamyślenia wyrwał mnie dziewczęcy głos. – Czemu przestałeś mówić?
Dopiero teraz dostrzegłem ją. Wyglądała jak wyszykowana studentka. Przykucnęła przede mną, a właściwie na mnie. Jej położenie dodatkowo komplikowało sprawę. Rozpościerałem się pod nią. Jeszcze raz spróbowałem szerzej się rozejrzeć. Wciąż bez skutku.
– Nie mogę mówić – przekazałem. – Jestem podjazdem dla inwalidów. Takim naprawdę porządnym, z marmuru i stali nierdzewnej!
– Dobrze się czujesz? – zapytała dziewczyna.
– Tak. Nawet nie wiesz, jakie to niesamowite uczucie! Czuję na sobie powiewy wiatru, ciepło słońca, dźwięki ulicy… Jestem specyficznie okalający i pusty w środku, jakby było można do mnie wejść! Ale nie mogę ruszać się ani mówić.
– Czemu nie możesz mówić?
– To normalne dla muru – wyjaśniłem. – Dziwne, gdybym mógł mówić… Nie mam narządu mowy.
– Niech ci będzie – dziewczyna się zaśmiała. – Więc jesteś murem!?
– Tak, ale nie tylko! – odparłem. – Stanowię cały ten podjazd. Oprócz muru są jeszcze stalowe poręcze. Jest też odpływ z kratką. To jest chyba mój odbyt i zabawne jest to, że go widzę od wewnątrz… Jakby mnie przekształcił Picasso!
Moja rozmówczyni przyglądała mi się z lekkim politowaniem.
– A czym patrzysz? – zapytała. – Albo jak ze mną rozmawiasz?
– Nie wiem do końca – wyznałem po namyśle. – To chyba jakaś telepatia. A może to dlatego, że jesteś na moim terenie?
– A nie trzymasz na kolanach laptopa? – zaśmiała się.
Po jej słowach stopniowo zacząłem wyczuwać pod palcami klawisze, a na swych plechach sztywny chłód łóżkowej poręczy. Znajomy ekran Skype. Otoczenie znajome. Rzeczywistość!
„Byłem skamieniały i wróciłem do świata żywych!” – zrozumiałem nagle.
W ustach wciąż czułem posmak dymu szałwii divinorum.
Praca domowa: opisać dowolne miejsce, oddziałując treścią na co najmniej cztery zmysły.
Warsztaty literackie, Około Literatury, Łódź.