WalewskiSawicki
6.12.2017, 38 lat

Dowolne miejsce

Szałwia wieszcza

Zaistniałem tyłem do gmachu. Było mi trochę ciepło, a trochę zimno. Poza tym czułem się dziwnie, jak wizjer w ścianie.

Rozejrzałem się dokoła, na ile pozwoliły mi możliwości. W lewo schodziła łagodna pochylnia. Po bokach podwójne poręcze. W dole niewielka studzienka. Wydawałem się być na podjeździe dla inwalidów. Wysoki standard wykończeń mógł wskazywać na remont budynku ze środków unijnych i skarbu państwa.

„Gdzie ja jestem?” – analizowałem swoją sytuację. – „Sąd? A może wyższa uczelnia? Gdybym tak mógł się obrócić…”

Lekki wiatr przynosił smród rozrzedzonych spalin. Miasto muskało moje kamienne bloki swym brzmieniem. Czułem ciepło nasłonecznionych płyt zjazdu i chłód metalowych poręczy.

„Marmur i stal wydają mi się bliskie…” – myślałem. – „Ale chodnik jest obcy.”

– Co się dzieje? – z zamyślenia wyrwał mnie dziewczęcy głos. – Czemu przestałeś mówić?

Dopiero teraz dostrzegłem ją. Wyglądała jak wyszykowana studentka. Przykucnęła przede mną, a właściwie na mnie. Jej położenie dodatkowo komplikowało sprawę. Rozpościerałem się pod nią. Jeszcze raz spróbowałem szerzej się rozejrzeć. Wciąż bez skutku.

– Nie mogę mówić – przekazałem. – Jestem podjazdem dla inwalidów. Takim naprawdę porządnym, z marmuru i stali nierdzewnej!

– Dobrze się czujesz? – zapytała dziewczyna.

– Tak. Nawet nie wiesz, jakie to niesamowite uczucie! Czuję na sobie powiewy wiatru, ciepło słońca, dźwięki ulicy… Jestem specyficznie okalający i pusty w środku, jakby było można do mnie wejść! Ale nie mogę ruszać się ani mówić.

– Czemu nie możesz mówić?

– To normalne dla muru – wyjaśniłem. – Dziwne, gdybym mógł mówić… Nie mam narządu mowy.

– Niech ci będzie – dziewczyna się zaśmiała. – Więc jesteś murem!?

– Tak, ale nie tylko! – odparłem. – Stanowię cały ten podjazd. Oprócz muru są jeszcze stalowe poręcze. Jest też odpływ z kratką. To jest chyba mój odbyt i zabawne jest to, że go widzę od wewnątrz… Jakby mnie przekształcił Picasso!

Moja rozmówczyni przyglądała mi się z lekkim politowaniem.

– A czym patrzysz? – zapytała. – Albo jak ze mną rozmawiasz?

– Nie wiem do końca – wyznałem po namyśle. – To chyba jakaś telepatia. A może to dlatego, że jesteś na moim terenie?

– A nie trzymasz na kolanach laptopa? – zaśmiała się.

Po jej słowach stopniowo zacząłem wyczuwać pod palcami klawisze, a na swych plechach sztywny chłód łóżkowej poręczy. Znajomy ekran Skype. Otoczenie znajome. Rzeczywistość!

„Byłem skamieniały i wróciłem do świata żywych!” – zrozumiałem nagle.

W ustach wciąż czułem posmak dymu szałwii divinorum.

 

Praca domowa: opisać dowolne miejsce, oddziałując treścią na co najmniej cztery zmysły.
Warsztaty literackie, Około Literatury, Łódź.